Czy to już pora na otwieranie szampana?

Nie milkną echa wczorajszych decyzji Liberty Media, a dyskusja jak można uleczyć wszystkie choroby toczące serię rozgorzała na nowo. Wszyscy zdają się być zadowoleni ze zmian i to jest niepokojące, bo pogodzenie skrajnie różnych interesów zaangażowanych stron będzie zwyczajnie niemożliwe.

Ross Brawn wziął na swoje barki ogromne i niezwykle trudne zadanie. Dyrektor sportowy Liberty Media nie ukrywa, że pierwsza poważna zmiana będzie możliwa do wykonania dopiero po 2020 chyba, że zespoły jednogłośnie opowiedzą się za wcześniejszym wygaszeniem obowiązujących umów. Taki scenariusz jest trudny do wyobrażenia, bo równiejszy podział zysków dla dużych graczy będzie oznaczał stratę.

Ferrari łatwo nie odda słynnych już 100 milionów dolarów, choć również Red Bull w 2013 roku podpisał bardzo korzystne porozumienie. W opinii wielu osób to właśnie ekipa z Milton Keynes dała się kupić, robiąc wyłom w murze postawionym przez pozostałe zespoły. Za przykładem Red Bulla poszli wówczas inni znaczący gracze.

Do tej pory Ecclestone był ucieleśnieniem wszelkiego zła i niesprawiedliwości w padoku. Jego odejście może uwypuklić to, o czym mówiło się od wielu lat – zespoły są współodpowiedzialne za obecną sytuację związaną z podziałem zysków oraz kształtem rywalizacji na torach.

Chase Carey w jednym z pierwszych wywiadów po ogłoszeniu zmian powiedział, że wkład zespołów będzie niezbędny, aby cokolwiek zmienić. Libery Media proponuje wszystkim świeży start, ale wkrótce może się okazać, że nie każdy będzie zadowolony z takiego rozdania. Pojawią się groźby i choć każdy zespół można zastąpić innym, to do 2020 nawet Brawn w dobrych układach z Todtem, nie będzie w stanie wypracować planu awaryjnego, na wypadek rezygnacji jednego z dużych graczy. Czasu jest tak mało, że nawet wprowadzenie trzeciego bolidu do rywalizacji jest niemożliwe, szczególnie w przypadku mniejszych zespołów.

Duzi nadal będą mogli więcej, do momentu, gdy Liberty Media oraz sama seria nie nabierze odporności na tego typu zagrania. Na wypracowanie takiego stanu potrzeba minimum dziesięciu lub nawet więcej lat.

Dużo łatwiejsze zadanie ma Sean Bratches, który z miejsca będzie mógł ruszać w obszary do tej pory niezauważane lub niedoceniane przez Ecclestone’a. Warto jednak pamiętać, że dobry produkt łatwiej sprzedać, więc ponownie słupki popularności mogą być zależne od pracy wykonanej przez Brawna.

Entuzjazm wkrótce przygaśnie, a zamiast wywiadów zacznie się ciężka, codzienna praca. Atmosfera, w której będą dokonywały się zmiany lub przygotowania do nich będzie miała ogromne znaczenie. Już sezon 2017 może być doskonałym impulsem pozwalającym serii złapać nieco dodatkowych punktów. Niestety równie dobrze może być tym, co będzie ściągało ją w dół. W wypowiedziach ekspertów coraz częściej pojawiają się sugestie, że może czekać nas procesja. Wówczas zamiast świeżego startu możemy być świadkami kontynuacji krótkowzrocznej polityki, której głównym celem jest gaszenie małych pożarów.

Reasumując, kierunek wydaje się dobry, ale osobiście z otwieraniem szampana bym się wstrzymał tak… ze cztery lata.