Australia zostaje w kalendarzu do 2020 roku

W ostatnich latach słychać było wiele głosów niezadowolenia promotorów wyścigu o GP Australii oraz mieszkańców regionu, w którym się on odbywa. Powodem, jak w wielu innych przypadkach były wysokie koszty organizacji zawodów, pokrywane w większości z publicznej kasy. Warto przypomnieć, że umowa zawarta z FOM w 2011 opiewała na kwotę 171 milionów dolarów, co przekładało na średnie roczne koszty licencji na organizację zbliżone do 35 milionów dolarów. Z wyliczeń opublikowanych przez ministerstwo turystyki w 2013 roku wynikało, że osiągany zysk wystarcza jedynie na spłacenie FOM, natomiast pozostałe koszty są pokrywane z państwowej kasy. Louise Asher odpowiedzialna za turystykę i organizację znaczących imprez w stanie Wiktoria, powiedziała wówczas, że dalsza obecność Melbourne w kalendarzu będzie wymagała cięć w kosztach organizacji.

„Uważam, że wydarzenie jest niesamowite, ale w tym momencie kosztuje za dużo. ”

„Zysk z organizacji wyścigu szacuje się pomiędzy 32 – 39 milionami dolarów, ale ważniejsze od tego jest fakt, że Melbourne dzięki organizacji wyścigu buduje swoją markę.”

„Zamierzam usiąść do stołu w dobrej wierze, aby przedyskutować czy Melbourne może nadal organizować wyścig.”

Nowy kontrakt, o którym poinformował w niedzielnym wydaniu australijski Herald Sun, ma być korzystniejszy i mniej obciążać publiczną kasę, ale ze względu na tajemnicę handlową premier stanu Wiktoria nie zdradził żadnych szczegółów. Umowa podpisana w piątek w Londynie precyzuje, że do 2020 roku każdy sezon F1 będzie rozpoczynał się rundą na torze Albert Park oraz, że GP Australii w tym czasie nie będzie rozgrywane przy sztucznym oświetleniu.

Hereld Sun zdradza również, że początkowo, ze względu na bliskość wyborów parlamentarnych, promotorzy zaproponowali stronie rządowej przedłużenie umowy jedynie o dwa lata. Jednak władze regionu, wskazując na pozytywne, długoterminowe aspekty organizacji wyścigu zasugerowały podpisanie umowy w dotychczasowym wymiarze.