Red Bull i kontrola trakcji? Raczej włoska bajka…

W oczekiwaniu na pierwsze spotkanie Trybunału Arbitrażowego FIA, które zaplanowano na dzisiaj, włoska prasa wyciągnęła kolejną historię na pograniczu przepisów. Autosprint w swoim najnowszym wydaniu sugeruje, że stajnia Red Bull może używać systemu kontroli trakcji, systemu, którego używać nie wolno. Głównym “dowodem” w tej sprawie, mają być ślady, jakie pozostawił bolid Marka Webbera na torze, po incydencie z Giedo van der Garde na 37 okrążeniu wyścigu w Montrealu.

Ślady opon bolidu Marka Webbera (fot. TV)

Powyższy obrazek rzeczywiście może budzić skojarzenia z systemem kontroli trakcji. Urywane ślady sugerują, że silnik obniża obroty za każdym razem, gdy koła zaczynają się ślizgać.

Warto jednak pamiętać, że w dzisiejszych czasach nad pracą silnika każdego bolidu czuwa SECU i wszelkiego rodzaju próby zaimplementowania systemów kontroli trakcji, byłyby niezwykle łatwe do wykrycia. Technicy FIA dość dogłębnie analizują zapisy “czarnych skrzynek”, o czym mogliśmy się przekonać przy okazji zeszłosezonowego zamieszania wokół map silników.

To, co widzimy na obrazku może mieć kilka przyczyn. Pierwszą z nich i dla mnie najbardziej prawdopodobną jest utrata balansu bolidu na skutek zderzenia, najechania na tarkę oraz uszkodzenia przedniego skrzydła. Oglądając nagranie prezentujące bolidu Webbera tuż po incydencie, ale tuż przed utratą części przedniego skrzydła widać, że przód bolidu mocno podskakuje.

Kolejnym powodem, dla którego bolid mógł zostawić takie ślady jest fakt, że Webber miał za plecami Fernando Alonso i próbując wyjechać z zakrętu mocno wcisnął pedał gazu i prawdopodobnie użył systemu KERS. Duża moc przeniesiona na tylną oś przy tak małej prędkości również mogła sprawić, że bolid zaczął “podskakiwać”.

Na koniec warto dodać, że nie tylko bolid Red Bulla zostawił na torze w Kanadzie tak dziwny ślad. Jeśli przerywane linie mają być dowodem, że dany bolid jest wyposażony w system kontroli trakcji, to w gronie podejrzanych jest również zespół Force India.