Włoska perfekcja na hiszpańskiej ziemi

Tym razem zespół dotrzymał kroku Alonso (fot. Ferrari S.p.A)

Zespół Ferrari nie tylko zaczął weekend wyścigowy na Circuit de Catalunya w wielkim stylu, ale również go tak zakończył. Bolid dostarczony na tor w bardzo ekstrawagancki sposób, podwieszony pod śmigłowcem należącym do jednego ze sponsorów włoskiego zespołu, okazał się niezwykle szybki, a jednocześnie wyjątkowo łagodny dla opon.

W niedzielnym występie Ferrari trudno doszukać się choćby jednego słabego elementu. Zespół podjął duże ryzyko, związane ze strategią na cztery postoje, która z symulacji nie wyglądała na najszybszą opcją, co okazało się kluczem do końcowego sukcesu. Warto zwrócić uwagę, że w Maranello, wiele osób musiało wierzyć w słuszność tego wyboru, bo obaj kierowcy wykonali zbliżony program. Nawet przebita opona w samochodzie Fernando Alonso na zakończenie pierwszego przejazdu nie miała większego wpływu na przebieg zawodów. Hiszpan musiał z tego powodu wykonać nieco więcej okrążeń na jednym komplecie w ostatniej części wyścigu, ale wtedy jego pozycja była już niezagrożona.

Włosi dokonali czegoś, co nie udało się jeszcze żadnemu z zespołów w tym sezonie. Zamiast skupiać się na oszczędzaniu opon, przyjęli strategię, która pozwoliła obu kierowcom cisnąć. Cisnąć na każdym okrążeniu. Niesamowity start obu kierowców był tylko wstępem do wspaniałej jazdy. Alonso, mając świadomość jak kluczowa w kontekście strategi będzie jego pozycja przed pierwszą zmianą opon, wykonał kilka kółek tempem “kwalifikacyjnym” przy pełnym zbiorniku paliwa. Manewry na Hamiltonie oraz Raikkonenie miały ogromne znaczenie, a ten drugi bezpośrednio zadecydował o układzie na podium.

CZY KTOŚ MÓGŁ ZAGROZIĆ ALONSO?


Tylko Vettel oraz Raikkonen mieli szansę zagrozić Alonso (fot. Red Bull Racing)

Patrząc na wyniki oraz czasy okrążeń nasuwają mi się na myśl jedynie dwa nazwiska Vettel oraz Raikkonen. Niemiec rozpoczął wyścig z nastawieniem na trzy zmiany, co spowodowało, że nie mógł w pierwszej części wyścigu wydobyć z bolidu tyle, ile by chciał. Zmiana strategii w trakcie rywalizacji i dorzucenie kolejnego postoju nie zmieniło obrazu sytuacji. Alonso z każdym okrążeniem urywał kolejne części sekundy i jego przewaga nad niemieckim kierowcą systematycznie rosła.

W przypadku Fina sytuacja była nieco odmienna, bo Lotus postawił na trzy zmiany i konsekwentnie się tej decyzji trzymał. O tym, jak dużo zyskał Alonso skupiając się na tempie, a nie na oponach, nich świadczy fakt, że na mecie jego przewaga wyniosła dziesięć sekund, a trzeba do tego doliczyć jeszcze czas jednej wymiany (około 20 sekund) zaoszczędzony przez Raikkonena. Zaryzykuję stwierdzenie, że nawet zmiana strategii przez Lotusa i pójście w ślady Ferrari nie dałoby lepszego rezultatu, bo Fin przegrał bezpośrednią walkę o pozycję tuż po starcie wyścigu.

Ostatnim, co mogło odebrać Alonso słodki smak zwycięstwa, na długo po tym jak, Hiszpan przekroczył linię mety, były decyzje sędziów dotykające dwóch różnych aspektów. Zwycięzca złamał jeden z punktów regulaminu (artykuł 43.3 regulaminu sportowego), zabierając na pokład hiszpańską flagę, na okrążeniu zjazdowym. Jednak sędziowie w tej kwestii byli niezwykle wyrozumiali i odstąpili od wymierzania kary. Dużo poważniejsze wydawało się zainteresowanie ekspertów FIA podłogą w bolidzie oznaczonym numerem 3. Co ciekawe test podatności na odkształcenia odbywał się w garażu zespołu, a nie w specjalnie przygotowanym do tego pomieszczeniu. Ostatecznie bolid pozytywnie przeszedł badanie techniczne po wyścigu, ale zmiana miejsca przeprowadzenia testu rodzi pewne spekulacje.

BŁĄD MERCEDESA


Opony nadal są największym problemem Mercedesa (fot. Mercedes AMG)

Kierowcy Mercerdesa kolejny raz dostali po kuble zimnej wody na głowę. Dysponując najszybszym bolidem w warunkach kwalifikacji nie byli w stanie dotrzymać kroku rywalom w trakcie wyścigu. Rosberg niezagrożony utrzymał pozycję lidera tylko do pierwszej zmiany, a później tempa wystarczyło jedynie na wywalczenie szóstego miejsca.

Wyścig obnażył to, co dla wielu ekspertów było jasne już po długich przejazdach, wykonanych w wolnych treningach. Hamilton zdecydowanie gorzej radził sobie nie tylko z oponami, ale również jego tempo wyścigowe nie było znacznie słabsze od partnera z zespołu. Zmiana strategii i wykonanie czterech zmian nie pomogło, bo bolid Mercedesa w rękach Lewisa Hamiltona pożerał opony w zastraszającym tempie.

Ekipa z Brackley nie tylko nie zrobiła ani pół kroku naprzód w temacie zużycia opon, ale również popełniła duży błąd przy wyborze strategii na wyścig. Założenie, że obaj kierowcy powalczą o czołowe lokaty, wykonując jedynie trzy postoje w bolidzie, który w przypadku obu osi bardzo ostro obchodzi się z oponami, było całkowicie oderwane od rzeczywistości. Gdyby obaj kierowcy wystartowali z nastawieniem na cztery pit stopy, co ostatecznie okazało się zwycięską strategią, to przynajmniej w przypadku Rosberga mogło to dać bardzo dobry rezultat.

KTO NAJLEPIEJ ODROBIŁ PRACĘ DOMOWĄ W CZASIE PRZERWY?


Zmiany wprowadzone przez Toro Rosso okazały się trafione (fot. Toro Rosso)

Hiszpania dla wielu zespołów miała być nowym początkiem. Inżynierowie mieli pierwszą szansę, aby naprawić błędy popełnione na desce kreślarskiej i zyskać cenne ułamki sekund, w stosunku do konkurencji. Ze względu na fakt, że każdy przywiózł kilka nowych elementów obraz tego, co osiągnęły poszczególne zespoły może być nieco rozmyty, ale układ sił nie zmienił się znacznie.

Największy postęp wykonała ekipa Toro Rosso. Nowa podłoga, boczne wloty powietrza oraz sekcja wydechu, to znacznie więcej niż mały krok naprzód. Obaj kierowcy, zarówno w tempie kwalifikacyjnym, jak i wyścigowym przez cały weekend ocierali się o pierwszą dziesiątkę.

Kłopotów ekipy Franka Williamsa ciąg dalszy. Poprawki na tle konkurencji nie przynosiły żadnej poprawy, a fakt, że tegoroczny bolid podczas weekendu notował na Circuit de Catalunya gorsze czasy, niż jego poprzednik rok wcześniej, musi być niezwykle bolesny dla całego zespołu.

Również szanse McLarena na uratowanie sezonu wydają się być coraz mniejsze. Wynik Pereza w kwalifikacjach oraz awans obu kierowców do pierwszej dziesiątki klasyfikacji końcowej wyścigu może sugerować pewną poprawę, ale euforii w obozie zespołu z Woking raczej nie należy się spodziewać. Gary Anderson, ekspert pracujący dla stacji BBC, sugeruje, że problem McLarena może leżeć w przednim skrzydle. Większość zespołów mocno rozwinęła ten element, czego najlepszym przykładem jest ilość dodatkowych elementów, które pojawiły się w jego zewnętrznej części. Red Bull oraz Ferrari mają aż siedem oddzielnych skrzydełek tworzących docisk oraz kształtujących strugę powietrza, natomiast w MP4-28 możemy doliczyć się jedynie trzech. W końcówce poprzedniego sezonu, kiedy stajnia z Woking dominowała, przednie skrzydło składało się z pięciu elementów.

Mniej elementów pozytywnie wpływa na ilość docisku, ale jednocześnie powoduje, że może on zmieniać się w bardzo szerokim zakresie. Separacja łopatek powoduje, że nawet odkształcenie się jednej z nich, nie wpływa tak mocno na zachowanie właściwości całego skrzydła. W przypadku trzech elementów zmiana docisku przedniej osi jest już zauważalna i w znacznym stopniu przekłada się na równowagę aerodynamiczną całego bolidu.

OPONY, OPONY, OPONY…


Obaj panowie z pewnością mają o czym rozmawiać (fot. Pirelli)

Pirelli nie schodzi z czołówek i spora w tym zasługa nie tylko włoskiej firmy, ale i samych zespołów. Krytyka ogumienia przyjmuje coraz to nowe formy, o faworyzowania jednego z zespołów, aż po komentarze, że nie mamy już do czynienia ze ściganiem. W dużej mierze jest to głos przedstawicieli zespołów, które nie radzą sobie zbyt dobrze z nowymi oponami. Jednak zadanie i jego stopień trudności jest jednakowy dla wszystkich, a skoro takie zespoły jak Lotus czy Ferrari “dogadały się” z oponami, to nie widzę powodu, dla którego inni nie mieliby sobie z nim poradzić.

Zdecydowanie bardziej niepokojące są kolejne awarie opon, których jesteśmy świadkami. Znacznie wzrosła ilość kapci, czego w poprzednich sezonach w zasadzie nie obserwowaliśmy. Do tego doszły również dość efektowne awarie, w których bieżnik całkowicie odrywał się od części strukturalnej opony. Problem nie jest duży, bo dotknął tylko czterech z dwunastu tysięcy opon, jakie zostały wykorzystane w tym sezonie, jednak może budzić niepokój, bo awarie zdarzały się przy dużych prędkościach. Prawdopodobnie mamy do czynienia z problemem na etapie kontroli jakości, bo w przypadku błędu na etapie projektowania nowych mieszanek awarii byłoby zdecydowanie więcej. Tak czy inaczej czekają nas pewne zmiany. Pytanie tylko jakie…

JEDNA CZWARTA SEZONU ZA NAMI. KTO MA NAJWIĘKSZE SZANSE NA TYTUŁ?


Alonso przerwie passę Vettela? (fot. Ferrari S.p.A)

Układ sił na starcie europejskiej części sezonu nie zmienił się znacznie w stosunku, do tego, co obserwowaliśmy w czterech pierwszych wyścigach sezonu. Na wprowadzenie kolejnych dużych poprawek zespoły potrzebują kolejnych kilku tygodni, więc przewaga liderów może być już tak duża, że na skuteczną pogoń zabraknie czasu. Kandydatów do tytułu jest trzech: Vettel, Alonso oraz Raikkonen. Przy tym ostatnim należy postawić mały znak zapytania, bo jego szanse są w dużej mierze zależne od możliwości rozwojowych zespołu. Dwa poprzednie sezony miały bardzo podobny scenariusz, a do tego należy jeszcze dołożyć odejście Jamesa Allisona.

Po GP Hiszpanii Fernando Alonso mocno zyskał, szczególnie w oczach bukmacherów. Jego szanse na tytuł wyraźnie wzrosły i trudno się temu dziwić, bo o ile sam kierowca prezentuje bardzo równą formę, to Ferrari wyraźnie złapało wiatr w żagle. Popularny serwis Unibet stawia go tylko nieznacznie niżej od aktualnego mistrza świata, choć gdybym ja miał wpływ na ustalanie kursów zakładów, to pewnie bym tę kolejność zamienił.

W walce o tytuł drużynowy w kręgu podejrzanych stawiam jedynie Ferrari oraz Red Bulla. Lotus jest blisko, ale problemy, o których pisałem przy szansach Raikkonena również mogą mieć wpływ. Do tego należy dołożyć bardzo nierówną formę Grosjeana. Massa oraz Webber wnoszą swoją postawą zdecydowanie więcej do końcowej klasyfikacji niż Francuz, który wyraźnie nie może się odnaleźć.