Gorąca linia Monza-Maranello

Pit-wall zespołu Ferrari (fot. Ferrari S.p.A.)

Wczoraj w krótkim podsumowaniu wspomniałem, że Monza okazała się niegościnna dla kilku kierowców w czołówki. Okazuje się, że również zespół Ferrari w swoim domowym wyścigu przeżył bardzo trudne chwile.

W dzisiejszym wydaniu La Gazetty możemy przeczytać, że w okolicy 17 okrążenia stanowisko włoskiego zespołu na pit-wall całkowicie straciło zasilanie. Zgasły wszystkie monitory, a w słuchawkach osób pracujących na pit-wall zapanowała cisza. Centrum dowodzenia na chwilę przed pierwszą, a zarazem ostatnią serią zjazdów, stało się całkowicie ślepe. Bez telemetrii oraz podglądu na obecną sytuację na torze podjęcie kluczowej dla losów wyścigu decyzji było w zasadzie niemożliwe.

Ogromnym oponowaniem oraz doświadczeniem w obliczu kryzysowej sytuacji wykazał się Andrea Stella. Za pomocą zwykłych komórek uruchomił kanał komunikacyjny łączący pit-wall z centrum wyścigu znajdującym się w Maranello. Inżynierowie pracujący w fabryce oddalonej o prawie 200 kilometrów od toru, przez dwadzieścia minut byli oczami i uszami dla osób pracujących na pit-wall. Cała operacja przebiegła bardzo sprawnie, bo obserwując wyścig trudno było się doszukać oznak nerwowości w szeregach włoskiego zespołu. Mimo ogromnych kłopotów Ferrari udało się doprowadzić oba samochody do mety i wywalczyć na własnej ziemi sporą zaliczkę punktową.

La Gazzetta zdradza również, że Fernando Alonso od momentu incydentu z Sebastianem Vettelem jechał z usterką tylnego zawieszenia. Hiszpan miał zostać poproszony przez zespół, aby unikać tarek okalających tor oraz łagodnie pokonywać zakręty.