Trudne Silverstone

Trudny, to pierwsze słowo jakie przechodzi mi na myśl przystępując do podzielenie się z Wami spostrzeżeniami po weekendzie wyścigowym ma Silvestone. Trudny, bo deszczowa pogoda bardzo mocno zakłóciła przygotowana do wyścigu, a ograniczona ilość okrążeń, które kierowcy przejechali po suchym torze, stanowiła ogromne wyzwanie dla osób czuwających nad przygotowaniem samochodów. Trudny dla kibiców, bo intensywne opady zmusiły w sobotę organizatorów, do wydania oświadczenia, w którym poproszono około 30 tysięcy kibiców posiadających bilety na sesję kwalifikacyjną, aby pozostali w domach. Trudny również dla mnie, bo z dala od telewizora oraz Internetu musiałem unikać wszelkiego rodzaju mediów, aby późną nocą, z wypiekami na twarzy, obejrzeć zarówno kwalifikacje, jak i wyścig.

Zanim przejdę do analizy wyścigu pozwolę sobie na krótką uwagę dotyczącą kwalifikacji. Wywieszenie czerwonej flagi na sześć minut przed zakończeniem drugiej sesji spotkało się z ogromną falą krytyki. Jeśli porównalibyście tabelę z wynikami przed i po wznowieniu, to rezultaty które na niej się znajdują mocno różnią się od siebie. Kierowcy, którzy wykonali ogromną pracę podczas deszczowych sesji treningowych i z poświęceniem kręcili kolejne okrążenia w strugach deszczu ucierpieli najbardziej. Perez, Vergne, Ricciardo, Rosberg, Kobayashi to lista nazwisk kierowców, którzy świetnie wykorzystali pierwsze dziesięć minut drugiej sesji kwalifikacyjnej, by po wznowieniu nie być w stanie wywalczyć miejsca w Q3. Pogoda oraz prognozy były jednakowe dla wszystkich, więc nie widzę potrzeby przerywania sesji w trakcie jej trwania. Czasu na wykonanie szybkiego okrążenia było wystarczająco dużo. Decyzję o tym, czy jest bezpiecznie, oraz czy w takich warunkach jest jakakolwiek szansa na poprawienie swojego wyniku, pozostawiłbym w tym przypadku kierowcom.

Po sobotnich przygodach z pogodą wiele osób liczyło na emocjonujący wyścig przy zmieniających się warunkach. Przesychający tor oraz umiejętność podejmowania właściwych decyzji niejednokrotnie potrafiły całkowicie odmienić losy wyścigu, jednak nie tym razem. Obyło się bez spektakularnych powrotów oraz dramatów na ostatnich okrążeniach. Jedynie dwóch kierowców, którzy nie wywalczyli miejsca w trzeciej sesji kwalifikacyjnej było w stanie urwać punkty.

Najciekawszy pojedynek rozgrywał się na czele stawki, a jego ostateczny wynik był trudny do przewidzenia, główne z powodu różnych strategii, na jakie zdecydowały się zespoły Ferrari oraz Red Bull. Twarda mieszanka, którą Fernando Alonso założył na starcie wyścigu była dla wielu ogromnym zaskoczeniem. Na podobny krok, spośród kierowców pierwszej dziesiątki, zdecydował się jeszcze Lewis Hamilton. Założenie było bardzo proste i biorąc pod uwagę informacje, jakimi zespół Ferrari dysponował przed wyścigiem, całkiem słuszne. Wykorzystanie szybszej, z dwóch dostępnych mieszanek, miało pozwolić Alonso zbudować bezpieczną przewagę nad resztą stawki i umożliwić kontrolowanie tego, co będzie się działo w dalszej części wyścigu. Odsunięcie w czasie momentu użycia miękkiej mieszanki, na której bolid Ferrari spisywał się słabo mogło się opłacić również ze względu na pogodę. Gdyby w którymś momencie wyścigu zaszła potrzeba użycia opon deszczowych, to reguła o konieczności wykorzystaniu obu z dostępnych mieszanek, przeznaczonych na suchy tor, przestałaby obowiązywać. Żaden z wymienionych wyżej scenariuszy, niestety dla Ferrari, się nie sprawdził.

Przewaga pięciu sekund, którą Alonso wypracował na starcie utrzymywała się przez całą, drugą fazę wyścigu, kiedy obu kierowcom założono opony wykonane z twardej mieszanki. Z jednej strony w sercach inżynierów włoskiego zespołu musiała pojawić się duma, spowodowana faktem, że czerwony bolid jest w stanie jechać tempem Red Bulla, co jeszcze niedawno wydawało się być niemożliwe. Z drugiej strony zaczynała się tlić obawa o to, co wydarzy się kiedy Alonso zjedzie po komplet miękkich opon. Relatywnie dobre tempo Massy w pierwszej części wyścigu oraz fakt, że tor przyjął sporą porcję gumy dawały jeszcze odrobinę nadziei na szczęśliwe zakończenie. Wszelkie złudzenia prysnęły jak bańka mydlana na 33 okrążeniu, kiedy Mark Webber ostatni raz odwiedził swoich mechaników. Na kolejnych dwóch okrążeniach po zmianie Australijczyk był szybszy od Alonso o około 0.6 sekundy. Obawa, że Alonso wyjedzie po ostatniej zmianie opon za Webberem zmusiła zespół Ferrari do skrócenia drugiego przejazdu na twardej mieszance. Po zmianie na 37 okrążeniu przewaga Alonso wynosiła niecałe cztery sekundy, a po ośmiu okrążeniach Webber był już w strefie DRS hiszpańskiego kierowcy. Wyprzedzenie czerwonego bolidu wydawała się jedynie formalnością, ale kolejny raz obaj kierowy pokazali ogromna wolę walki oraz jeszcze większy szacunek do siebie.

Choć z przebiegu wyścigu wynika, że decyzja podjęta przez zespół Ferrari na długo przed startem skazała Alonso na pożarcie, to spróbujmy przez moment zastanowić się, czy była choć odrobina szansy na zwycięstwo. Jedyną opcją na postraszenie Webbera w końcówce wyścigu było wydłużenie drugiego przejazdy na twardszych oponach nawet za cenę powrotu na tor na drugiej pozycji. Założenie nowych, miękkich opon na 42-43 okrążeniu, w sytuacji kiedy twarda mieszanka w samochodzie Webbera miała już dziesięć kółek na karku, mogło dać pewną przewagę, zarówno na torze, jak również i w sferze psychologicznej. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że Webber pojechał bardzo dobre zawody. Idealnie wpisał się w nakreśloną przez zespół strategię i odniósł kolejne znaczące zwycięstwo.

Trzecia pozycja Vettela, po dominacji, którą zaprezentował w Walencji jest raczej porażką, czego Niemiec dał wyraz w czasie konferencji prasowej, strojąc dziwne miny podczas wypowiedzi Marka Webbera. Porażka z partnerem z zespołu boli dwa razy bardziej, choć trzeba przyznać, że z punktu widzenia zespołu, to był fantastyczny rezultat.

W całkowicie odmiennym nastroju był w niedzielę Felipe Massa. Choć Brazylijczyk mógł poczuć jedynie zapach szampana lejącego się po stopniach podium, to zapowiadany na ten wyścig powrót do czołówki wyszedł całkiem dobrze. Massa na mecie stracił do Alonso jedynie sześć sekund, co biorąc pod uwagę pozycję na starcie oraz zaangażowanie w bezpośrednią walkę na torze, pozwala wysnuć wniosek, że Felpie dotrzymywał kroku swojemu partnerowi, a może nawet był odrobinę szybszy. Zdecydowanie mniej bolesna dla Brazylijczyka okazała się miękka mieszanka. Massa zaraz po starcie kręcił czasy lepsze, zarówno od Vettela, którego miał za plecami, jaki i Schumachera, który jechał bezpośrednio przed nim.

Bardzo dobrze zaprezentował się duet Lotusa. Choć apetyty w zespole są duże, to wywalczone punkty są również cenną zdobyczą. Regularność w tak wyrównanym sezonie może okazać się decydująca w ostatecznym rozrachunku. Szansa na utrzymanie trzeciego miejsca w klasyfikacji konstruktorów staje się coraz bardziej realna.

Obok kierowców McLarena, o których za chwilę, największym rozczarowaniem niedzielnego wyścigu był Mercedes. Obaj kierowcy spisywali się słabo, niezależnie od mieszanki, na której przyszło im jechać. Brak tempa nie pozwolił Schumacherowi utrzymać miejsca wywalczonego w kwalifikacjach. Na otarcie łez pozostaje sześć punktów i fakt, że młodszy kolega skończył zdecydowanie gorzej. Po wysłuchaniu wypowiedzi obu kierowców po wyścigu mam wrażenie, że zespół zaryzykował ustawienia na mokry tor i to spowodowało tak słabą postawę na suchej nawierzchni.

Pisząc w czwartek o poprawkach, jakie McLaren przywiózł na Silverstone byłem bardziej niż przekonany, że zobaczymy obu kierowców zaangażowanych w walkę o czołowe pozycje. Patrząc na Buttona, który w poprzednich wyścigach poniewierał się w ogonie stawki, a mechanicy popełniali kolejne błędy podczas wymiany opon wydawało się, że gorzej być już nie może. Niestety jest i nie świadczą o tym jedynie wyniki kierowców. Samochód jest całkowicie pozbawiony tempa, którym błyszczał na początku sezonu. Żaden z kierowców, dysponujących całkowicie odmiennym stylem jazdy nie był w stanie wykrzesać z niego nic godnego uwagi. Dodatkowo zastanawia fakt dwóch całkowicie odmiennych sposobów ustawienia bolidów. McLaren najwyraźniej szuka odpowiedzi na nurtujące ich pytania, ale patrząc z boku te poszukiwania wyglądają nieco rozpaczliwie. Ekipa z Woking przespała pierwszą część sezonu i teraz te straty będzie trudno nadgonić. Jedynym pozytywnym aspektem wyścigu jest postawa mechaników wyścigowych, którzy pracowali bezbłędnie i jako jedyni zeszli poniżej trzech sekund.

Bruno Senna ma za sobą kolejny solidny występ. Po punkcie wywalczonym w Walencji kierowca podwoił swoją zdobycz podczas GP Wielkiej Brytanii. Nie są to może tak spektakularne wyniki, jak zwycięstwo Pastora Maldonado na Circuit de Catalunya, ale Brazylijczyk swoją regularnością robi pozytywne wrażenie. Co do Maldonado i wspomnianego zwycięstwa, to było ono w pewnym sensie przełomowe. Po GP Hiszpanii i licznych deklaracjach walki o kolejne podia, wenezuelski kierowca nie ukończył żadnego z wyścigów. Dodatkowo mocno zapracował sobie na etykietkę niebezpiecznego, skutecznie niszcząc wyścigi Perezowi, Grosjeanowi czy Hamiltonowi. Po, śmiesznej dla wielu, karze dodatkowych dwudziestu sekund, dopisanych do końcowego wyniku uzyskanego w Walencji, sędziowie tym razem sięgnęli do kieszeni kierowcy i ukarali go “mandatem” w wysokości 10 000 euro oraz reprymendą. Ostre słowa, wypowiedziane przez Pereza jeszcze w trakcie trwania wyścigu, były jak najbardziej na miejscu.

Będąc przy karach warto wspomnieć, że za swój nietypowy wyczyn w alei serwisowej Kamui Kobayashi będzie musiał zapłacić 25 000 euro. Na szczęście żaden z “zaangażowanych” mechaników nie odniósł poważniejszych obrażeń i skończyło się jedynie na strachu oraz kilku efektownych ujęciach.

Poniżej oczekiwań zaprezentował się zespół Caterham, który obok McLarena przywiózł na Silverstone największy pakiet poprawek. Niewielkim pocieszeniem może być fakt, że przy tak zmiennych warunkach dużo trudniej jest zrozumieć zachowanie nowych elementów, a tym bardziej zmusić do poprawnego działania. Zespół spodziewał się sporego postępu, ale wynik w żaden sposób tego nie oddaje. O dużym pechu może mówić Witaluj Pietrow, dla którego wyścig zakończył się zanim kierowca zdążył ustawić bolid na starcie. Zawiódł silnik i warto odnotować, że jest to kolejna usterka jednostki Renault, jednostki, która do niedawna nosiła miano niezawodnej.

Na koniec bardzo pozytywna informacja, na temat stanu zdrowia Marii de Villoty. Hiszpanka odzyskała przytomność i jej stan pozwala na swobodną rozmowę z najbliższymi. Zawodniczka bez problemu posługuje się zarówno językiem hiszpańskim, jak i angielskim, co jest bardzo dobrym sygnałem w kontekście poważnych obrażeń głowy, jakich doznała w trakcie wypadku.