Szybcy i piękni

Podczas zimowych testów byliśmy świadkami niekończących się dyskusji związanych z nowym bolidem McLarena. Wiele osób podkreślało, że ładny wygląd to nie wszystko i bardziej skłaniało się ku koncepcji “garbatego nosa” jako tej, która może dać lepsze wyniki. Pierwszy weekend nowego sezonu pokazał, że Adrian Newey nie ma wyłączności na projektowanie szybkich samochodów, a wynik McLarena jest pierwszym sygnałem nowego układu sił, który właśnie się tworzy.

Kolejny raz byliśmy świadkami szybkiej, ale bardzo spokojnej jazdy w wykonaniu Jensona Buttona. Start był kluczem do zwycięstwa, a doświadczony Brytyjczyk doskonale o tym wiedział. Jenson zareagował zdecydowanie lepiej od swojego młodszego partnera i mimo, że drugi bieg wrzucił dużo za wcześnie, to wystarczyło, aby wyjechał z pierwszego zakrętu jako pierwszy.

Jenson tuż po zwycięstwie (foy. McLaren/LAT)

To, co dało Buttonowi zwycięstwo, kosztowało Hamiltona aż dwie pozycje, a pierwsza zmiana kół była krytyczna. Jenson ostatnie okrążenie przez zmianą pokonał o dwie sekundy wolniej od wcześniejszych rezultatów, co oznaczało, że opony po prostu się skończyły. Podobnie sytuacja wyglądała z bolidem Hamiltona, więc zmiana była bardziej niż konieczna. Kierowcy byli zbyt blisko siebie, by ściągnąć ich na tym samym okrążeniu, co oznaczało konieczność pozostania na torze oraz kolejne dwie sekundy straty dla Hamiltona.

Drugi na mecie Vettel był po wyścigu zadowolony ze swojego występu i trudno mu się dziwić. Przewaga McLarena po kwalifikacjach była duża, a mimo tego Niemiec był w stanie nawiązać walkę. Niezależnie od formy samochodu, Sebastian Vettel pokazał, że jest jednym z najlepszych kierowców i za kółkiem radzi sobie znacznie lepiej od swojego dużo bardziej doświadczonego partnera. Webber kolejny raz nie poradził sobie z sekwencją startową, co kosztowało go kilka pozycji. Aż trudno uwierzyć, że zawodnik z tak ogromnym doświadczeniem, mający do dyspozycji sztab inżynierów oraz tony sprzętu nie jest w stanie wyeliminować błędu, który odbiera mu szanse walki o czołowe pozycje. Bolidom Red Bulla wyraźnie brakuje prędkości. O ile w zeszłym sezonie byli w stanie to nadrobić w zakrętach, o tyle teraz strata na prostych odcinkach jest bardzo dokuczliwa. Różnica w stosunku do McLarena przy aktywnym systemie DRS wynosi aż 10 km/h.

Piąta pozycja Alonso jest dla mnie kolejnym dowodem ogromnego talentu, którym Hiszpan jest w stanie pokryć niedoskonałości bolidu. Samochód w czasie wyścigu nie prezentował się tak kiepsko, jak w kwalifikacjach, a tempo wyścigowe z dużym ładunkiem paliwa było całkiem przyzwoite. Złą wiadomością dla inżynierów Ferrari jest zużycie opon, które pozostawia bardzo wiele do życzenia. Massa zameldował “utratę tylnej osi” już na dziesiątym okrążeniu, Alonso zmieniał po raz pierwszy na czternastym kółku. Dla porównania dodam, że Button pojawił się u swoich inżynierów dopiero na siedemnastym okrążeniu.

Mocne wrażenie, które zrobił na wszystkich Mercedes w kwalifikacjach lekko się rozmyło. Obaj kierowcy wykonali bardzo solidny start, ale awarie nie pozwoliły wywieźć z Australii choćby punktu. Myślę, że zespół jest daleki od rozpaczy, choć wyścig obnażył jedną ze słabości W03. Nowy bolid, podobnie jak maszyna Ferrari dość mocno zjada opony. Rosberg jako drugi z czołówki musiał sięgnąć po nowy komplet po przejechaniu trzynastu okrążeń.

Obecność Maldonado na ogonie samochodu Ferrari przez większą część wyścigu nie jest jedynie dowodem słabszej formy włoskiej stajni. Williams zdecydowanie odbił się od dna, a lubiący uliczne obiekty Pastor Maldonado wykorzystał nowy bolid do granic możliwości. Osiem punktów, po które jechał Wenezuelczyk byłoby zdobyczą, której ekipa Williamsa nie była w stanie uzbierać przez cały ubiegły rok. Williams w nie najlepszych nastrojach, ale z pewną nadzieją może spoglądać na rozpoczęty właśnie sezon.

Słowa uznania dla zespołu Sauber. Inżynierowie z Hinwil są z pewnością w posiadaniu receptury na samochód przyjazny oponom. To właśnie ten element połączony ze strategią oraz talentem kierowców sprawił, że zespół wywiózł z Australii aż 12 punktów i zajmuje najniższy stopień podium w klasyfikacji konstruktorów. Zostawić Ferrari za plecami to wielki wyczyn, nawet jeśli mówimy o pojedynczym wyścigu. Mam ogromną nadzieję, że Sauber, podobnie jak Williams nie będą w tym sezonie odgrywały jedynie drugoplanowych ról.

Kierowcy Saubera w akcji na Albert Park (fot. Sauber Motorsport AG)

O dużym pechu może mówić Romain Grosjean, który po kontakcie z Pastorem Maldonado musiał zakończyć swój występ w GP Australii. Grosjean podobnie jak Webber zaspał na stracie, a to, co widzieliśmy później było tego konsekwencją. Nadspodziewanie dobrze spisał się natomiast Kimi Raikkonen, który po słabych kwalifikacjach odrobił wiele pozycji. Szybka i pewna jazda na dystansie całego wyścigu daje nadzieję, że Fin wróci do ściganie w nieco lepszym stylu od Schumachera. Gdyby jeszcze nie przejmował się tak niebieskimi flagami…

Młodzi kierowcy Toro Rosso pokazali, że zasłużyli na swoje fotele i w pewnym sensie zamknęli usta wszystkim krytykom polityki kadrowej, prowadzonej przez Helmuta Marko. Walka na ostatnim okrążeniu była niesamowita, a tak bliskiego finiszu dawno nie mieliśmy okazji oglądać. Osobiście trochę żałuję, że Vergne dał sobie wyrwać punkt na ostatniej prostej, ale z drugiej strony będzie to dla niego cenna lekcja, że należy zachować trzeźwy umysł do samego końca.

Patrząc na wynik Force India mam pewien niedosyt. Zespół zakończył poprzedni sezon w bardzo dobrym stylu i szczerze mówiąc liczyłem na kontynuacje. Di Resta szarpnął dopiero w samej końcówce i jego tempo było bardzo dobre. Niestety, aby się liczyć trzeba prezentować taki poziom na całym dystansie wyścigu. Drugim rozczarowaniem jest dla mnie Caterham. Liczyłem na dobry start obu kierowców, szczególnie po obiecujących wynikach osiąganych podczas przedsezonowych testów. Paradoksalnie zespół Tonego Fernandesa, który jako pierwszy zaprezentował swój nowy bolid, wydał blado w porównaniu z wynikami Marussi, której bolid dopiero w Melbourne przeszedł swój chrzest bojowy.

Australia mimo ograniczeń, jakie nakłada wąski tor uliczny zgotowała nam ciekawe widowisko. Niezmiernie cieszy mnie fakt, że przez większą część wyścigu samochody były bardzo blisko siebie, co zawsze jest oznaka dobrego ścigania. Należy jednak pamiętać, że obiekty uliczne mają swoją specyfikę i kiedy bolidy zetkną się z typowymi torami obraz może być nieco inny.