Za kulisami Nurburgring – dokończenie

Dziś trzecia odsłona kolumny “Wasz blog”. Brat Kamili Mazur, Damian, który również miał okazję spędzić weekend na Nurburgring postanowił wszystko dla Was opisać. Materiał miał ukazać się wcześniej, ale potrzebowałem trochę czasu obu go dobrze przygotować.

Nie wiem od którego momentu zacząć. Może od tego jak wsiadamy do autobusu? Tak, autobusu. To była nańtańsza forma transportu i jednocześnie mielismy najlepsze polączenie pomiędzy Przemyślem i Bonn gdzie mieliśmy hotel (Galerie Design Hotel – 4 gwiazdkowy, 76 km od Nurburgring). Ktoś zapyta czy transport był opłacony? Niestety nie. Rozmawiałem na ten temat z Michael’em (zarządza treścią, foto, video na officjalnej stronie Nick’a i Twitterze – odpowiadał za nas podczas tego pobytu). Wytłumaczył, że to już nie było częścią wygranej ponieważ nie wiadomo, z której części globu będzie pochodził zwycięzca. Bilety wcale drogie nie były.

Plan podrózy: wyjazd z Przemyśla 7.30, przyjazd do Bonn 7.45 (na drugi dzień oczywiście). Michael konkatkuje się z nami, że plan się lekko zmnieni. Musimy być o 9.00 na torze, więc gdzieś trzeba ten czas nadrobić. Pada decyzja „Wysiadacie w Dusseldorfie (przyjazd 6.15 i jedyne 130 kilometrów od Ring) i stamtąd Was odbieram autem i postaram się nadrobić ten czas na autostradzie.”

Nadal w autobusie. Podróż przebiega bez żadnych problemów, wszystko zgodnie z nowym planem. Nadchodzi noc, ciężko będzie się wyspać, ale dobrze, że mamy dla siebie podwójne miejsca. Po 2 przesiadkach meldujemy się w Dusseldorf o czasie. Telefon do Michael’a. W odpowiedzi słyszymy – „OK, zaraz tam będę!”. Po kilkunastu minutach odnajduje nas – kurcze, po głosie dawlałem mu dobrych kilka lat więcej.

Jedziemy już autem więc jest już dobrze. Ucinam sobie pogawędkę z Michael’em i w myślach planuję. Teraz jedziemy prosto do hotelu, odświeżymy się, a stamtąd na Ring (tak w skrócie nazywają tor). Jednak szybko mój plan został obalony, ponieważ nie mamy tak dużo czasu. I tak naszą łazienką została toaleta na stacji benzynowej niedaleko Nurburgring. Wiadomo dziewczyna potrzebuje troszeczkę więcej czasu niż chłopak czego efektem była długa kolejka. Od razu tłumaczyłem ludziom, że bardzo spieszymy się na tor. Pomyślałem, że jeżeli powiem, że osoba, która przejęła toaletę zaprojektowała design kasku dla Nick’a, to już poprawi ich nastrój. I tak było. Dlaczego? Kibice F1…

Jesteśmy już przed torem. Widzimy duży modernistyczy budynek z dużym czerwonym napisem Nurbugring – więc to musi być to! Wszędzie mnóstwo kibiców, dominują RedBull’e i Ferrari. Michel czeka na bilety i wejściówki dla nas, a my w tym czasie coś zwiedzamy. Przechodzimy przejsciem nad ulicą (szybciej było by przez ulicę ale porządkowi dbają o byśmy nie zbłądził – to nie Polska). Z przejscia wyłania się wspaniały widok. Czerwień budynku, chromowane elementy, dużo szkła, niedaleko kolejka górska, z daleka widać tor, słychać ryk silników (trenig GP3 lub Porsche). Musimy zejść niżej. Tu mieści się plac Mercedesa. Po lewej stronie, na scenie stoją dwa bolidy, aktualny oraz staruszek który pamięta lata 60-70. W oddali czyszczą samochód Jamie’go Green’a, którym startuje w DTM. Idziemy go dokładnie obejrzeć. 4 litry, 500KM przy 7500 rpm, 500Nm i to wszystko przy masie 1050 kg! Ale to musić się odpychać… Po prawej stronie stoją najnowsze Mercedesy (najwyższa półka), do których się możesz wpakować i poczuć się jakbyś miał troszeczę więcej w portfelu. Mercedes AMG -C63, najnowsze SLK i takie sobie inne. Ooo… Znam ten wóz! Pierwsza myśl jaka nam przyszła do głowy. Potocznie zwany skrzydlakiem, a kierowca, który zasiada w tym cudownym samochodzie to… Jeden za naszych komentatorów uwielbia wypowiadać jego nazwisko. Już każdy wie, o co chodzi ale dla formalności Safety Car. Jest Michael, są bilety, ale tylko jeden pass dla gościa na padok. Normalnie są dwa, ale któś już go wykorzystał. Tłumaczy mi, że w ostatnich latach to się bardzo zmieniło. Teraz są 2, a wcześniej było ich więcej – taka Panie polityka. Kamila idzie na padok. Ostatnie instrukcje od Michael’a. Musisz ubrać ten pass na szyję i nosić go cały czas w widocznym miejscu ( to coś zielone na szyji Kamili). Kiedy Kamila zwiedza padok, ja w tym czasie przymierzam się do „meśków”, chcę nacieszyć oczy architekturą tego miejsca i szukam trybuny skąd będziemy oglądać trening.

Jest Kamila i Micheal – teraz moja kolej. Zakładam pass na szyję i jazda. Idziemy przez korytarz znajdujący się pod torem. Już słychać ryk silników (trening się rozpoczął), mijamy strażników, którzy sprawdzają czy mamy pass’y. Za chwilę stajemy przy bramce, gdzie Michael przykłada swój osobisty pass, na monitorze wyskakuje jego zdjęcie. Jesteśmy pod drugiej stronie toru. Huk jest niesamowity! Michael tłumaczy,że teraz i tak jest lepiej niż wcześniej, teraz mają mniejszą pojemność. Kierujemy się w stronę kolorowych „naczep” zespołów. Znajdujemy się na alejce, gdzie po lewej w rzędzie stoją motorhomy zespołów, a po lewej coś przypominające naczepy, po środku alejka o szerokości dziesięciu metrów. Wszystko tworzy dwa precyzyjne rzędy. Zaraz obok mnie znajduje się team Lotus. Pomiędzy „dwoma naczepami” widzę ładnie wyglądający stos opon. Musze mieć to zdjęcie! Robię trzy ujęcia i po chwili wypraszają mnie uprzejmie pracownicy zespołu mówiąc “Tu kolego nie możesz przebywać, to jest teren zamknięty”. Micheal sugeruje, żebym się nie przejmował.Obok Lotusa mamy zespół HRT. “Tu praktycznie nic się nie dzieje i jest zawsze zamknięty” – tłumaczy Michael. Mijamy Force India, BMW… Po chwili ukazuje się motorhome zespołu Lotus-Reanult. Czerń i złoto przykuwa uwagę, choć nie tak bardzo jak czerwień zespołu Ferrari, który znajduje się już niedaleko. Michael mówi “Kiedy mocno świeci słonce naczepy team’u Lotus-Renault wyglądają przepięknie”. Chodziło o połysk i sposób w jaki się mienią. Zaglądamy co się dzieje w domu Renault – dwie osoby siedzą przy stoliku i oglądają relacje z toru na ogromnym telewizorze, który znajduje się na wprost wejścia. Powoli zbliżamy się do czołówki. Pierwszy Mercedes, obok niego Ferrari z futurystycznym motorhome i czerwienią bijącą po oczach. Kątem oka widzę znajomą osobę, która idzie pomiędzy domami (do końca nie wiem kto to). Wiem, że będzie zaraz wychodzić na mnie. Ustawiam ostrość na miejscie gdzie się ma pojawiać, łapię kadr i czekam… Robię zdjęcie i od razu poznaję jegomościa – to Stefano Domenicali. Przechodzi obok mnie i się uśmiecha. Wypadało się odezwać, więc witam się z nim, on grzecznie odpowiada i kieruje się w stronę garażu Ferrari. Nie dotarł tam szybko bo już zdążył go złapać jakiś reporter. To była skumulowana akcja, bo za chwilę mym oczom ukazuje się sir Frank Williams. Jak powszechnie wiadomo najlepszym sąsiadem Ferrari jest nikt inny jak McLaren, dalej mieści się Torro Rosso, RedBull a na samym końcu znajduje się naczepa Pirelli. “Tutaj żadnych tłumów nie ma w piątek, ale za to jutro i w niedzielę będzie tu zatrzęsienie” – tłumaczy Michael. Powoli zbliża się koniec wycieczki na tej stronie. Kierujemy się do punktu wyjścia, czasem przystaniemy obok jakiegoś motorhome, aby podglądnąć przekaz w TV. Niedaleko widać już tunel, przez który przechodziliśmy, ale musiałem jeszcze przystanąć przy metalowych barierkach, żeby pooglądać przejeżdżając bolidy z bliska (to była jedyna okazja). Szybkość z jaką przejeżdżali i ten dźwięk silników, to było niesamowite przeżycie! Musimy już iść ponieważ Kamila czeka. Wychodzimy z tunelu, oddaję pass, dostajemy bilety. Michael życzy nam udanego dnia na Nurbirgring. Szybko udajemy się na naszą trybunę tylko gdzie ona jest? T#,T3… To musi być chyba w Ring-boulevard. Wchodzimy do środka. Tłum tutaj to normalna sprawa, zawsze jest tu pełno ludzi ponieważ znajdują się tu sklepy zespołów F1, fani mogą sprawdzić się na symulatorch, możesz też wsiąść do sportowego auta. My tu jeszcze wrócimy ponieważ każdą przerwę pomiędzy treningami czy wyścigami spędzimy tutaj. Póżniej dokładnie to opiszę …

Trybuna 3 jest, więc teraz szukamy wejścia na sektor M. Jest niedaleko… (później okazało się, że możesz wchodzić z każdego innego, tylko później górą sobie zrobisz spacerek). Jesteśmy przy samym wejściu, strażnicy bezprzewodowym czytnikiem kodów kresowych tylko sprawdzą bilety i wchodzimy. Huk straszny (szok), przed nami rozciąga się cały PIT-lane. Co chwilę słychać ryk przejeżdżającego bolidu. Szukamy naszego miejsca. Rząd 8 miejsce 275 i 276. Są, wszystko dokładnie opisane – co Niemcy to Niemcy. Nasze miejsca znajdowały się naprzeciw wyjazdu z pitlane. Było fajnie, ponieważ każdy kierowca, który wyjeżdżał zatrzymywał się dokładnie przed nami, stawał na chwilę, gaz do spodu przez kilka sekund jakby chciał się z nami przywitać (no nie od końca z nami, ze wszystkimi kibicami) i odjeżdżał. Prędkość jaką osiągali do pierwszego zakrętu była imponująca i w ogóle czas w jakim się rozpędzali. Dalej już sytuacja przebiegała tak samo, przejazdy z maksymalna prędkością po prostej startowej, strzały z wydechu przy hamowaniu silnikiem (w TV tego zupełnie nie słychać) i po 20 min stwierdziliśmy, że nasze bębenki w uszach chyba tego nie wytrzymają. Zrobiliśmy sobię przerwę. Nawet gdy opuszczasz trybunę strażnicy sprawdzają bilet. Robimy małą przerwę od tego hałasu i po chwili wracamy. Standardowo kontrola przed wejściem. Teraz się zrobiło troszkę ciaśniej na torze, ponieważ czas treningu dobiegał końca. Reszta przebiega jak wcześniej: huk, zapach palonej gumy i klucze pneumatyczne. Time-out! Wszyscy zjeżdżąją do garaży, mechanicy mają dużo roboty. Bolidy zajeżdząją na pit stop, niektórym zmieniają koła, po czym gwałtowny start ze skręconymi kołami, silnik gaśnie, mechanicy szybko wybiegają, aby ściągąć maszynę do garażu. Wszędzie tylko jęk kluczy pneumatycznych i gwałtowne depnięcia na gaz, które zaraz ustają. Koniec pierwszego treningu i nareszcie spokój, jednak nie na długo. Teraz na tor wkracza Formuła 3. Co mnie zaskoczyło to to, że korzystają z tych samych garaży co F1. Taka wzajemna pomoc. Stwierdzam, że kierowcy Formuły 3 są naprawdę nieźli! W międzyczasie chodzimy po górnym balkonie, aby obejżeć jak pracują machanicy innych zespołów (z naszych miejsc dobrze było widać Lotus i HRT). Kierujemy się w stronę Lotus-Renault, Mercedesa, ale nasza podróż szybko się kończy ponieważ ładnie rozwieszony sznureczek nie pozwala iść dalej. I tak garaż Ferrari i innych zespołów ogładamy z większej odległości (jak mieliśmy możliwość oczywiście, ponieważ te rejony balkonu byłu mocno oblegane). Formula 3 kończy zmagania, zaraz rusza drugi trening. Nie chcę opisywać tego samego, ponieważ każdy wie, że to tak samo wygląda. Koniec treningu, umawiamy się z Michael’em skąd nas odbierze i jedziemy prosto do hotelu (Bonn). Normalna sytuacja w tych godzina to małe korki w tym rejonie, ponieważ każdy chce do domu! Korki to może za dużo powiedziane, niemiecka policja oraz inne osoby zarządzające ruchem dbaja o równomierne rozprowadzienie aut. Co mnie zaskoczyło. Policja zamyka na pewnym odcinku drogi pasy w kierunku do Nurburgring i tak ma się do dyspozycji dwa pasy więcej. Takie rozwiązanie szybko rozładowywuje ruch. To mi się bardzo podobało. Wszędzie jest policja. W razie pytania jak jechać, chętnie służą pomocą. Michael dużo opowiada o F1, pokazuje przedłużenie toru Nurburgring. Jesteśmy już w Bonn. Michael załatwia wszystkie formalności, dostajemy pamiątkowe zdjęcia z Nick’iem, okulary… Nadchodzi czas na pożegnanie, widzimy się chyba ostani raz. Dziękujemy za cały dzień wrażeń, a Michael życzy udanego weekendu na Nurburgring. Dostajemy numery do osób, którzy będą nam towarzyszyć jutro i w niedzielę. Musimy iść wcześniej spać, ponieważ o 8.00 rano jedziemy na Ring.

O godzinie 7.45 dzwoni Henner (tak mówią na niego znajomi): Będę za chwilę, możecie już schodzić. I tak zaczął się kolejny dzień. Podczas podróży dużo rozmawiamy o Nurburgring (to prawdopodobnie ostatni wyścig), o Robercie i innych kierowcach, opowiedział nam o rzeczach niekoniecznie związanych z F1 np. o pewnym mieście gdzie chorzy doznają cudownego uzdrowienia, historii II wojny światowej – chodziło o miasto niedaleko nas, gdzie Niemcy mieli za zadanie wysadzenie mostu, aby uniemożliwić przejścia wojskom amerykańskim. Henner, chce pokazać nam przedłużenie toru Nurburgring gdzie odbywają się wyścigi 24 godzinne. O tutaj! Po prawej… Widzę duży podjazd do góry, który nagle zamienia się w zakręt. Szaleństwo! Tak tak, ten tor jest naprawdę dla gości o mocnych nerwach – potwierdza Hennel. Opowiada też o historii toru, o tym jak bardzo jest niebezpieczny. Jeśli chcesz możesz tam pojeździć tylko musisz zapłacić odpowiednią sumę i szalejesz – tłumaczy. Ale wspomina również o wypadkach śmiertelnych. Dojechaliśmy na tor. Dostajemy krótkie instrukcje dotyczące powrotu, życzy nam miłego oglądania F1 i się żegnamy. Przyjechaliśmy wcześniej i do treningu mamy jeszcze dużo czasu. Na dodatek jest trochę zimno (12C), więc kierujemy się na Ring-boulevard (tak, ten sam, o którym wcześniej pisałem). Wczoraj byliśmy trochę zmęczeni na zwiedzanie tego miejsca, ale za to dzisiaj wypoczęci i naładowaną energią ruszmy pełną parą. Może opiszę jak wygląda wejście (jedno z dwóch, znajdują się po przeciwległych stronach budynku i wyglądają tak samo). Cała ściana jest oszklona, po środku znajduje się biały napis ring’boulevard, a tuż obok powiewają flagi krajów. Wewnątrz budynku tłum ludzi przewija się pomiędzy sklepami i stanowiskami reklamowymi zespołów oraz sponsorów. Przed nami sklep Red Bull’a, ceny są z kosmosu, ale i tak chętnych nie brakuje. Michael już na wstępie mówił o tym, że tu wszystko jest drogie, nawet herbata. Nagle słyszę stukot klucza pneumatycznego po lewej stronie. Idziemy tam! To Pirelli organizuje konkurs na najszybszą zmianę koła. Przed czarnym bolidem tworzy się kolejka chętnych do udziału w zawodach. Wszystkie czasy są skrzętnie notowane. Dziś najlepszym czasem (na chwilę obecną) jest 7.08 , wczoraj był 5,43, w czwartek 4,80 – tendencja spadkowa. Oj, cieniutko poszło teraz duetowi ojca z synem, bo aż 14,28, ale jest jeszcze drugie podejście. Wynik 10.55. Co się dzieję! Robi się zamieszanie, tłum się rozstępuje, jeden z widzów podnosi zgubioną nakrętkę z uśmiechem. Chciałem iść się spróbować, ale po podniesieniu koła, zrezygnowałem, trochę za ciężkie dla Kamili. Nagle robi się długa kolejka do pewnej piękniej pani i pana o „drobnej” posturze. Do końca, nie wiedząc, kto to jest idziemy do nich! Dostaliśmy autografy i robimy pamiątkowe zdjęcie (dowiedzieliśmy się, że to Pani Christina Surer i Tim Schrick (prezenterzy, Tim to kierowca wyścigowi). Po obejrzeniu i dotknięciu każdego rodzaju opon, opuszczamy stanowisko Pirelli. Idziemy wzdłuż alejki po lewej znajdują się oszklone stanowiska firm takich jak Nissan, Aston Martin, Yokohama, Ferrari store, a po prawej mamy same sklepy zespołów. Widzę u Nissana fajną rajdówkę, więc wchodzimy. Przy samym wejściu wita nas 370Z ale my i tak kierujemy się ku zielonemu „gadowi”.

Jak to ciekawie wygląda. Wszędzie wyłożony ładniutki, czyściutki dywan, dookoła wszystko precyzyjnie poukładane, a na środku stoi brudny, ze źdźbłami trawy po same szyby Nissan 370Z SP8. Nieźle to skontrastowali. Obok niego znajduje się makieta toru Nurburgring. Nie wiedziałem, że cały tor jest tak długi! Wstępujemy do kolejnego pokoju wystawowego. Ależ ten Aston Martin jest wielki i piękny. Każdy robi sobie z nim pamiątkowe zdjęcie, my również. Ciekawi mnie, co się dzieje na samym tyle, ponieważ widzę tam dużą ilość osób. Sprytnie! Przez wielkie okna widać, co się dzieje na torze i PIT-lane. Wychodzimy. Tłum jak zawsze, aż ciężko przejść przez chwilę zatrzymujemy się przy Nurburging VIP Club. Wejścia „strzegą” piękne panie ubrane w czarne garsonki, na szyi przewiązana czerwona chusta. Ich praca jest bardzo prosta, wymiana uśmiechów, grzeczne witanie się z klubowiczem i otwieranie im drzwi. Strefa VIP club jest dokładnie wytyczona przez czerwone tasiemki i w tym samym kolorze jest dywan, który prowadzi to samego wejścia. To chyba nie dla nas, więc idziemy dalej. Mijamy sklep Ferrari, gdzie jest największy ścisk. Nie wiem czy tak było, ale wyglądało tak, jakby wpuszczano do sklepu pewna ilość osób. Kiedy kilka opuszczało pomieszczenie, następni mogli wejść. Do Yokohamy wchodzimy tylko po to, aby podejść do okna i zobaczyć czy już trwają przygotowania do treningu. Wynik obserwacji negatywny. Gdzie by tu jeszcze pójść? Niedaleko nas stoi bolid Mercedes, więc idziemy sobie strzelić pamiątkowe zdjęcia przy nim. Niestety nie oglądniemy go z bliska, ponieważ jest odgrodzony taśmą. W oddali widzimy czerwoną kolorystykę, napisy, Santander. Hmm, to chyba Ferrari. Dokładnie! Pośrodku stanowiska stajni z Maranello znajduje się bolid (odgrodzoną taśmą oczywiście), za nim super symulator jazdy, obok dwa X’y do sprawdzenia szybkości reakcji. Stajemy do kolejki gdzie rozdają plakaty i widokówki Alonso, Massy (nasza siostra jest ogromną fanką tego teamu, więc musimy jest coś przywieźć). Dodatkowo Pani pyta mnie czy chcę koc termiczny pod pupę (te krzesełka są trochę zimne) czy zatyczki do uszu. Myślę długo, bo jedno i drugie jest pomocne. W efekcie, dostaję jedno i drugie, dwa klubowe długopisy, a to wszystko ładnie zapakowane w gustowną reklamówkę Ferrari. Mamy też możliwość obejrzenia z bliska kasku Alonso (dyskryminacja Massy) i kierownicy. Ale długo się tu nie zatrzymujemy, ponieważ mnie interesuje tester szybkości reakcji. Pan mnie zachęca do testu, ja bez żadnych oporów się zgadzam. Ready… Go! Jakoś mi to idzie sprawnie. Największym problemem są światełka na samym dole i górze bo ciężko je dostrzec. Zaraz, zaraz, ja tu o światełkach, a może część z Was nie wie, o co tu chodzi. Już tłumaczę Cały ten sprzęt przypomina znak „X”, a na nim umieszczone są światełka, które po zapaleniu należy wcisnąć. Koniec! Mogłem zrobić to trochę szybciej, ponieważ zrobiłem mały przestój, nie mogłem znaleźć palącego światełka. Wynik to 39 sekund. Pan kiwa dumnie głową i mówi,że to całkiem niezły wynik biorąc pod uwagę fakt, że miałem ten przestój. Dla formalności powiem, że średnia wynosi 40. Jestem dumny z siebie. Przystajemy na chwilę przy symulatorze jazdy, ciekawe urządzenie. Trzy fotele, jeden z przodu dla kierowcy i dwa z tyłu dla osób towarzyszących, ekrany dookoła i całe oprzyrządowanie spoczywa na czterech siłownikach pneumatycznych, których zadaniem jest oddawanie siły, jaka towarzyszy kierowcy. Wygląda to trochę strasznie, ale siedzących tam mają niezły ubaw. Musimy mieć zdjęcie bolidu Ferrari, więc obieram optymalną pozycję pomiędzy taśmami, aby wyszło jak najlepiej. Nagle pewna Pani zaprasza mnie do środka i mówi, że mogę wejść obejrzeć go z bliska, podtykać, jeszcze proponuje nam, żebyśmy usiedli na kołach wtedy zrobi nam fajne zdjęcie. Przy samym wyjściu „żegna” nas makieta toru, gdzie jeżdżą same Ferrari i tylko jeden kierowca. Zgadnijcie kto? Alonso.. Powoli się zbieramy, ponieważ zaraz zaczyna się trzeci trening, ale muszę jeszcze zaglądnąć do stoiska Porsche. Wsiadam do sportowego GT3, siedzi się nisko, kubełkowe fotele dobrze trzymają, tylko kluczyków brak. Już widzę przez salonowe okna, że robi się ruch na torze więc zmierzamy na trybunę.

Znowu bramki. Każdy bilet ma kod kreskowy, który wsuwasz do maszyny i bramka się otwiera. Jesteśmy na swoich miejscach. Taka rada, siadaj tam gdzie masz wykupione miejsce, szkoda później robić sobie wstydu, jak to zrobili inni Polacy. Na T4 jest o tyle dobrze, ponieważ widzisz dłużej bolidy. Z tego miejsca widzisz prostą startową, zakręty od 1 – 4 i części dalszej prostej, ale za to telebim jest za daleko i nie wyczytasz kolejności czy czasów. Miejsce widokowo bardzo ładne, oprócz zakrętów masz też niezły widok na inne trybuny takie jak Mercedes itd. Walory dźwiękowe podobne jak na T3, z tym, że tu bardziej słychać strzały z wydechu przy hamowaniu silnikiem. Trening się rozpoczął. Maty termiczne pod tyłek, stopery do uszu i oglądamy. Teraz zdecydowanie przyjemniej się ogląda wyścig, nie jest zbyt cicho, jest w sam raz (jakbym stał przy ulicy), maty spełniają swoje zadanie. Dziękujemy Ci Ferrari! Jest trochę zimniej niż wczoraj i czuć ten wiatr. Nie będę przynudzał jak wygląda trening, bo to każdy wie, więc „przewijam” do końca treningu. Jest naprawdę zimno, idziemy wypić ciepła, herbatę. I tu ciekawostka, na terenie ring’u płaci się tylko i wyłącznie ring’card. To jest taka karta, wyglądająca jak zwykła płatnicza, którą sobie możesz wybrać w którymś z punktów (dobrze oznaczone), doładowujesz ją (minimum 10 euro) i wtedy płacisz. Pieniądze niewykorzystane możesz odzyskać, tak mi to tłumaczył jeden ze sprzedawców. Przerwę przed kwalifikacjami można opisać tak: herbata, nisko latające helikoptery, egzotyczne samochody na parkingu, ring’boulevard. I już są klasyfikacje. Teraz na trybunach siedzi więcej kibiców. Bacznie śledzimy czasy jakie osiągają kierowcy w tym pomagają nam kibice obok ponieważ zaopatrzyli się z urządzenia, które wyświetlają czasy, klasyfikację i inne informacje. W międzyczasie robię zdjęcia kierowcom i szukam miejscówek na dobre zdjęcia na jutrzejsze grand prix. Teraz już kierowcy dają z siebie wszystko, to słychać i widać. Kwalifikacje zakończyły się dla jednych dobrze dla innych nie, tutaj muszę być bezstronny. Dzwonię do Hennera, że już się zbieramy i idziemy na parking. Ten już czeka na nas w czarnym busie z napisem VIP shuttle. Zrobił się mały korek. Hennel tłumaczy, że jesteśmy teraz na parkingu Mercedes’a. Jeżeli masz dużo pieniędzy masz parking tutaj. Tu zostawiasz auto, a na Ciebie czeka bus taki jak ten i zabiera Ciebie na trybunę Mercedes’a w ciągu 10-15 minut. Tam zwykli ludzie nie kupią biletu. Ogólnie ta trybuna jest najlepsza do oglądania wyścigu. Pyta jakie są nasze nastroje po kwalifikacjach, tu już cenzura ( muszę być obiektywny). Dalej rozmawiamy o jego znajomościach z kierowcami. Dobrze wspomina Roberta i moment, kiedy się poznali. Zabawna historia, ale nie wiem czy mogę to opisać. Pyta czy mam swojego faworyta, więc cieszy się gdy odpowiadam mu, że to właśnie Kubica. Po chwili dowiaduję się, że największym „jajcarzem” wśród kierowców jest Timo Glock i zaraz poznaję historyjkę jak to kiedyś on przywitał Hennera, który był niejako związany z BMW (Timo już nie jeździł dla BMW). Ale to było na żarty – tłumaczy, (chyba też nie mogę opowiedzieć jakie to były słowa). Rozmawiam o sytuacji z Vettel’em, kiedy to jeszcze jeździł dla BMW i kiedy przeszedł do Red Bull’a. Po chwili „zatrybiłem” , że Henner nie jest kierowcą busa lecz bardzo dobrym znajomym Nick’a Heidfelda i to on poprosił go, czy mógłby nam towarzyszyć podczas tego weekendu. Bardzo się cieszę, że się zgodził. Docieramy do hotelu. Umawiamy się na jutrzejszy dzień i żegnamy. Jutro wielki dzień…

Godzina 8.00 to znak, że Henner za chwilę będzie na miejscu. Spakowani i gotowi do wyjścia meldujemy się w recepcji. Przechodzimy odprawę, żegnamy się i opuszczamy hotel. Na zewnątrz czeka na nas Henner i pomaga wnieść walizki do busa. Zastanawiamy się, jaka będzie pogoda. Czy będzie padać? Ciężko powiedzieć… w Nurburgring jest specyficzna pogoda. Raz pada, czasami przestanie. Może być tak, że popada przed wyścigiem a później już nie… albo na odwrót… – polemizuje Henner. Ciekawy jestem jego opinii na temat wyjściu w deszczu i ewentualnego faworyta w takiej jeździe. – Hmmm, trudno powiedzieć, ponieważ wielu kierowców potrafi dobrze jeździć w deszczu. Hamilton, Vettel też dobrze jeździ… Nick też nieźle sobie radzi… nie mam swojego faworyta. Ale może być tak, że w ogóle nie będzie padać! – śmieje się. Opowiada o swoich wyjazdach na GP Włoch, Belgii, Monako – ogólnie o tych, które znajdują się niedaleko Niemiec. Kiedy słyszy nasze stwierdzenie, że na torze jest bardzo głośno, śmieje się – Jedźcie do Monako. Tam dopiero jest głośno! Budynki, mury i to wszystko dookoła… to wszystko jeszcze to kumuluje – tłumaczy Henner. Podczas podróży ostatnie uzgadnianie powrotu do Polski. Plan jest taki, po przyjeździe na Ring, kontaktujemy się z Christianem (pracuje dla Nick’a Heidfelda), przenosimy walizki i z nim jedziemy po wyścigu na przystanek, skąd odjeżdżamy do Polski.

Zbliżamy się do Ring. Teraz są ogromne korki, ale omijamy je z łatwością. Henner sprawdza plan dnia w Nurburgring. – Słuchajcie będziemy wcześniej, więc obejrzycie sobie Porsche Cup może jeszcze Formułę 3, polecam! Tam goście jeżdżą twardo, dużo ryzykują, ja to lubię! Jesteśmy na miejscu. Żegnamy się, robię pamiątkowe zdjęcie i kierujemy się w stronę Christiana ,który już czeka na nas niedaleko. Bagaże w aucie. Do wejścia na tor odprowadza nas „nowy” kierowca, potwierdzamy godzinę i miejsce spotkania po wyścigu i życzy nam przyjemności z oglądania wyścigu. Przyjemniej byłoby gdyby było trochę cieplej… Dzisiaj już naprawdę jest zimno. W dodatku ten wiatr. Do wyścigu pozostało mnóstwo czasu, więc jak na autopilocie kierujemy się na ring-boulevard. Tu jest cieplej. Oooo, Pirelli zamontowało swoje sprzęty do badania szybkości reakcji. Może dzisiaj wykręcę lepszy czas. Idę w pełni skoncentrowany i przystępuję do testu. Co? 36 sekund to jakiś fake! Nie możliwe, przecież na Ferrari zrobiłem to szybciej. A może tak ustawili? Nie ważne, ważne jest to, że dostaję za udział plakat Pirelli i tester wysokości bieżnika – przyda się na pewno. Robimy rundę po całym bulwarze i kierujemy się do wyjścia. Idziemy na trybunę oglądać wyścig. Akurat załapaliśmy się na Porsche Cup, już się rozpoczyna. Szczerze, to pierwszy raz oglądamy taki wyścig. Start! Giermaziak drugi przed pierwszym zakrętem, ale ścisk, parę aut wylatuje z toru. Cały czas kibicujemy naszym chłopakom. Każde następne okrążenie to krótka wizyta poza torem dla jakiegoś kierowcy. Tu to się coś dzieje! Giermaziak cały czas goni za liderem, ma okazję na wyprzedzenie, niestety nie udało się. Ale oni jadą blisko siebie! Cały czas emocje towarzyszą nam, kiedy polski kierowca ma okazję na zdobycie pierwszej lokaty. Co? Już koniec? Nie wiedzieliśmy, że to tak szybko. Ważne, że Polak na podium!

Jest przerwa, lecz nie opuszczamy trybuny. Oglądamy relację telewizji z boksów, wywiady z kierowcami. I tak upływa nam czas. Na torze pojawia się ciężarówka z naczepą. Na telebimie wywiad z Alonso, ale widzę, że tło jest w ruchu. Przecież on jest na tej naczepie. Zbliża się do nas ustawiam aparat i widzę, że tam jest ich więcej. Co chwilę podchodzi reporter do jakiegoś kierowcy i pyta o nastroje przed wyścigiem. I tak sobie jadą po torze, a kibicom leci czas. Nagle na tor wpadają jakieś dwa srebrne bolidy „staruszki”. Przelatują przez pierwszy zakręt, drugi, na trybunach pojawia się ogromny śmiech. Jeden z kierowców przedobrzył, efektownie strzela bączka i wylatuje na żwirek. Dalej już jadą powoli. Przynajmniej był ubaw! Powoli zbliża się punkt kulminacyjny. Na telebimie pojawia się jakaś artystka z mikrofonem i zaczyna śpiewać niemiecki hymn. Kibice podnoszą się z trybun i kontynuują razem z piosenkarką. Na torze pojawia się safety-car, który robi okrążenie zapoznawcze. Słychać ryk silników z boksów. Kierowcy robią okrążenie po torze, a kibice z aplauzem witają swoich faworytów. Emocje sięgają zenitu, ponieważ zaraz będzie start. Nie ważne, że zimno i wieje. Na szczęście nie zapowiada się na deszcz. Wszystkie silniki ryczą w jednym tonie to znak ,że zaraz będzie zielone światło. START! Wszyscy wstają i krzyczą, ja siedzę i nic nie widzę. Siadać! Już lepiej. Straszny tłok na pierwszym zakręcie, nikt nie wypadł, więc jest dobrze. Podążam z aparatem za bolidami na długim drugim zakręcie i akcja! Obróciło jakiś bolid, nic nie widać, ponieważ chmura dymu z opon uniemożliwia zidentyfikowanie kierowcy. Przybliżam zdjęcie… O ku… to Nick. Kamila robi smutną minę i mówi, że kask szczęścia nie przyniósł. Dalej oglądamy przekaz na telebimie. Heidfeld odrabia straty. Słychać z oddali silniki więc zaraz będziemy mogli ich znowu oglądać na żywo. I tak upływa nam wyścig. Aż do momentu kiedy pomyślałem zrobić fajne zdjęcie Nickowi z rozmytym tłem. Ustawiam aparat, ostrość złapana i czekam. Sprawdzam jego pozycję, zaraz powinien być. Przejeżdża jeden kierowca, drugi, pewnie jest w PIT-stopie! Zmieniam ustawienia w aparacie, ponieważ nie będzie teraz tak szybko jechał i wyglądam go. Po chwili na telebimie widzę nieciekawy obrazek (wiecie jaki). Szkoda chłopa. Tak źle mu ostatnio idzie, jego pozycja w zespole jest zagrożona. Dzięki niemu tutaj jesteśmy, to niesprawiedliwe. To jego domowy tor, może nawet ostatni wyścig na tym torze… Stało się.

Nie będę opowiadał wyścigu, ponieważ każdy wie jak wyglądał. Wyścig dobiegł końca, szybko opuszczamy trybunę, żeby wyjść wcześniej i nie stać w korku. Już nie musimy przykładać biletów do czytników, aby bramka się otworzyła. Są już otwarte. Jednak ścisk nas nie ominął. Widzimy jednak ,że część kibiców kieruje się do bramy. Myślimy sobie, chyba oni teraz wypuszczają na tor. Ustawiamy się i my. Bramka się otwiera. Już w myślach mam polski obrazek, jęk, pisk, ścisk i krzyk. Ależ nie, kulturalnie wszyscy powoli przechodzimy. Ale gdzie teraz? Przed nami metalowa barierka oddzielającą tor i trybuny. Wszyscy przeskakują przez nią – prawo tłumu. Wszyscy biegną po torze w stronę boksów. My wiemy ,że nie zdążymy ponieważ na telebimie widać, że już po wszystkim. Idziemy powoli, próbujemy się nacieszyć rzadkim widokiem z tej perspektywy. Dochodzimy do boksów, robimy zdjęcia. Mam pomysł na zdjęcie przy P1, więc kierujemy się tam. Dookoła mnóstwo ludzi. W oddali widzę polskie flagi. Zaciekawiło mnie to. Podszedłem bliżej boksów Lotous-Renault i widzę zawieszone flagi z napisami KUBICA, Robert czekamy na Ciebie. Po chwili (chyba polscy kibice) ustawiają się z wielka flagą na środku toru. Robię im zdjęcie i pytam czy chcą abym zrobił im fotę ich aparatem. Cieszą się, że spotkali Polaka. Wołają kolegę, który chyba szukał takiej osoby. Podchodzi do mnie i po angielsku prosi o zdjęcie razem z kolegami. Po chwili zostaje uświadomiony. Przecież to jest Polak! A ty do niego po angielsku! – śmieją się. Robię im zdjęcia, dziękują mi i się żegnamy. Robię Kamili kilka zdjęć na prostej startowej i zbieramy się powili do miejsca, z którego ma nas odebrać Christian.

Meldujemy się o czasie, Christian już czeka. Pyta o wrażenia z wyścigu i kontynuujemy podróż do Bonn. Dużo rozmawiamy, na temat życia w Polsce, pracy, sytuacji w naszym kraju. Dowiaduję się, że pracuje dla Nick’a ponad sześć miesięcy i nigdy go nie spotkał na żywo. Może za trzy miesiące go zobaczę – śmieje się. Christian studiuje coś w stylu menedżer sportu. Lubi to, sam jest sportowcem, gra w piłkę nożną. Zaprasza mnie do Kolonii, miasta gdzie mieszka. – Tu mieszka się super, ludzie są przyjaźni, jest dużo imprez, nie będziesz się tu nudził – tłumaczy. Pytam czy zna jakiś Polaków. Dodaje, że jego bardzo dobry kolega z wojska jest Polakiem. – Marek? Tak? – łamanym polskim wymawia imię kolegi. Fajny gość – polubiłem go. Nasza podróż trochę się wydłużyła za sprawą korków na autostradzie. To normalna sytuacja, ponieważ wszyscy wracają z toru. Po niezapomnianej podróży dojeżdżamy do stacji gdzie czeka na nas autobus. Żegnamy się i kontynuujemy podróż autokarem. Nie będę już pisał jak przebiegała podróż i o tym jak w Polsce kolesie oszukali pasażerkę naszego autobusu w grze w jakieś trzy pudełka i kulkę na 900 euro… od tego momentu wiedziałem, że jesteśmy u siebie… w Polsce!

Obejrzyj galerię zdjęć przygotowaną przez Damiana…

Zdjęcie w miniaturze: Damian Mazur