David Purley – zapomniany bohater

Nazwisko warte zapamiętania. Historia, na którą trafiłem przy okazji rozwiązanego konkursu LG na moment roku. Heikki ratował jedynie swój samochód natomiast David Purley podjął samodzielną próbę ratowanie ludzkiego życia. Uderzająco podobne w obu sytuacjach jest zachowanie służb porządkowych ale o tym za chwilę.

Jest rok 1973 – GP Holandii na torze Zandvoort. Na ósmym okrążeniu eksploduje lewa przednia opona w samochodzie Rogera Williamsona. Na nieszczęście dzieje się to w jednym z bardzo szybkich zakrętów, który był wtedy pokonywany przez kierowców na piątym biegu. Samochód przewraca się do góry kołami a na jednym ze zbiorników paliwa pojawia się ogień. Kierowca jest uwięziony a płonący samochód leży na torze w jednej z najszybszych sekcji. Mimo, że wóz strażacki znajdował się bardzo blisko miejsca wypadku jego kierowca odmówił wyjazdu ponieważ sędziowie nie zdecydowali się na przerwanie wyścigu. Wyjazd strażaków wiązałby się z koniecznością jazdy w przeciwnym kierunku do pędzących po torze bolidów i mógłby spowodować jeszcze poważniejsze konsekwencje. Mało tego! Nie zareagowali również porządkowi wyposażeni w gaśnice.

Bohater tamtych wydarzeń

Jedyną osobą, która podjęła walkę o życie uwięzionego kierowcy był jego kolega z zespołu March-Ford David Purley. Zatrzymał on swój samochód na torze i nie bacząc na rozpędzone bolidy pobiegł co sił w kierunku rozbitego bolidu i rozpoczął samotną, jak się później okazało nieskuteczną walkę o życie kolegi…

Film (kliknij oby obejrzeć), który prezentuje te tragiczne wydarzenia wywołał u mnie ogromne emocje dlatego uważam, że osoby o słabych nerwach powinny go sobie podarować. Porażają dwie rzeczy bezradność Purleya i bezczynność służb porządkowych. Wyraźnie widać jak Purley próbuje przewrócić płonący bolid i prosi kręcących się wokół stewardów o pomoc. Jak ktoś policzył przez prawie trzy minuty (2:47) nikt nie próbował mu pomóc, kiedy pożar był jeszcze minimalny i nie zagrażał życiu uwięzionego kierowcy. W końcu kibice rzucili się do pomocy nie mogąc patrzeć na bezradność porządkowych ale niestety było już za późno. W wyniku wypadku Williamson nie odniósł żadnych obrażeń a bezpośrednią przyczyną śmierci było uduszenie.

Purley zapytany przez dziennikarzy o wspomniane wyżej wydarzenie wydusił przez łzy jedynie kilka zdań:

Po prostu nie mogłem go odwrócić. Widziałem, że żył i słyszałem jego krzyki ale nie mogłem go wyciągnąć. Próbowałem zwołać ludzi do pomocy i gdybym tylko mógł przewrócić samochód wszystko skończyłoby się inaczej, wyciągnęlibyśmy go.

Przyjaciel Purleya i zarazem dziennikarz Ian Philips napisał, że w tych tragicznych chwilach Williamson krzyczał do swojego kolegi:

Na miłość boską wyciągnij mnie z tego!

Purley pytany o swoją bohaterska postawę za każdym razem ucinał rozmowę w ten sam sposób:

Nawet nie myślałem o bohaterstwie i innych tego rodzaju śmieciach. Kolega był w potrzebie reszta przyszła naturalnie.

Do bardzo podobnego wypadku (kliknij aby obejrzeć) doszło w 1989 roku na torze Imola ale wówczas porządkowi zachowali się wzorowo i uwięziony w płonącym samochodzie Gerard Berger wyszedł bez szwanku.

Kolejny wpis z cyklu “Przetrwać zimę” już wkrótce…

P.S. Żeby nie było tak całkiem smutno polecam Wam 100 najlepszych zdjęć sportowych mijającego roku. Znajdzie się kilka z moto…