Domino ruszyło

Informacje docierające z różnych stron pozwalają sądzić, że najbliższy tydzień będzie prawdziwym trzęsieniem ziemi. Duet Motorsport&Autosport donoszą, że Carlos Sainz podpisał umowę z zespołem Renault, co jest pierwszym z wielu elementów skomplikowanego układu. Według niemieckiego Motorsport-Total hiszpański kierowca ma pojawić się w żółto-czarnym bolidzie już podczas wyścigu w Malezji. Jego miejsce w Toro Rosso zajmie Pierre Gasly.

Transfer Sainza nie wydarzyłby się bez zamiany jednostek napędowych, a elementem, który mógł popchnąć kostki domina w ruch, była zgoda szefów japońskiego koncernu na nawiązanie współpracy z Toro Rosso. Nadal nie wiemy, jakie konsekwencje mogą czekać McLarena za przedwczesne zerwanie współpracy, ale w całej układance Honda miała być w stanie dodać kolejny element – swojego kierowcę. Nobuharu Matsushita spod skrzydeł McLarena ma trafić na orbitę Red Bulla. Na chwilę obecną nie jest jasne, na jaki status może liczyć w zbliżającym się sezonie.

McLaren-Renault (lub McLaren-Infinity) oraz Toro Rosso-Honda to nazwy, do których powoli możemy się przyzwyczajać. Ostatnią zagadką pozostaje Alonso i decyzja dotycząca jego przyszłości. Przez długi czas Hiszpan utrzymywał, że porzucenie Hondy będzie automatycznie oznaczało jego pozostanie w zespole. W ostatnich dniach jego wypowiedzi nieco się zmieniły, ale poza porzuceniem serii na rzecz IndyCar trudno szukać jakiegokolwiek innego rozwiązania. Pozostaje jedynie rozsiąść się wygodnie z fotelu, otworzyć colę oraz nasypać popcornu do miski.

Potwierdzenia Sainza, ostatecznie zamyka drogę Kubicy do Renault, drogę, której w mojej ocenie nigdy nie było. Wielu z Was czytając te informacje sięgnie po coś mocniejszego, na przykład szklaneczkę Martini… Życie nauczyło mnie jednak, że z tego typu trunkami trzeba uważać, bo można mieć potem potężnego kaca.