Lewis zalicza pierwszą bazę na torze w Austin

W piątek, na długo przed wyjazdem bolidów na tor COTA napisałem, że stary, dobry Lewis wrócił. Brytyjczyk nie zdominował wszystkich sesji, ale w momencie, kiedy trzeba było pokazać, co się ma w ręku, Hamilton wykręcił w kwalifikacjach niesamowity czas, głównie za sprawą fantastycznego, pierwszego sektora. Rosberg nie był w stanie odpowiedzieć.

W niedzielę pozostało “jedynie” potwierdzić dobrą dyspozycję i Brytyjczyk tego dokonał. Po pewnym starcie oraz pomocy ze strony VSC pozycja Lewisa nie była ani przez moment zagrożona. Na sytuacji sprowokowanej przez Verstappen skorzystał również Rosberg. Analizy pokazują, że w normalnych warunkach niemiecki kierowca musiałby powalczyć z Ricciardo o drugi stopień podium w końcowej części wyścigu. Kierowca Red Bulla miałby przewagę pozycji na torze, ale to Rosberg dysponowałaby tempem nawet o 1,5 sekundy wyższym na okrążeniu.

Verstappen swoim zjazdem zaskoczył zespół, co spowodowało, że obsługa samochodu zamiast dwóch sekund trwała aż dwanaście. Holender przyznał po wyścigu, że zinterpretował polecenie inżyniera, aby mocno cisnąć na okrążeniu, jako zaproszenia do zjazdu tuż po wykonaniu zadania. Verstappen “odleciał” tak mocno, że nawet nie wcisnął przycisku na kierownicy, potwierdzającego zjazd. Kilkanaście sekund, które mieli mechanicy od momentu, gdy Verstappen przeciął linię alei serwisowej, okazało się niewystarczające do przygotowania zmiany. To mogła być też próba wymuszenia na zespole wcześniejszej zmiany, ale jeśli tak rzeczywiście było, to młody kierowca chciał tego dokonać w bardzo niezgrabny sposób.

Ostatecznie cała sytuacja dla Verstappena nie miała większego znaczenia, bo awaria skrzyni biegów uniemożliwiła mu walkę o odzyskanie pozycji. O dziwnym dźwięku wydobywającym się z samochodu Ted Kravitz (reporter telewizji Sky Sports) wspominał już podczas niezapowiedzianej wizyty Verstappena w alei serwisowej. Zespół może jedynie żałować, że tak długo polecił kierowcy pozostać na torze i próbować zresetować jednostkę napędową, sądząc, że to własnie tam tkwi przyczyna. Gdyby Verstappen zatrzymał się wcześniej i w bezpieczniejszym dla porządkowych miejscu, to VSC nie byłby potrzebny, a Ricciardo miałby szansę rozdzielić bolidy Mercedesa na mecie.

Powodów do zadowolenia nie ma również zespół Ferrari. Początek wyścigu pokazał, że oba bolidy były w stanie utrzymać dystans do rywali, co zapowiadało ciekawą końcówkę. Niestety znowu zabrakło, w innych obszarach. Najpierw nie udało się wyprowadzić Raikkonena na wolny tor po zmianie na świeży komplet opon, a kolejna wizyta w alei serwisowej zakończyła się prawdziwą katastrofą. Z jakiegoś powodu Raikkonen dostał zielone światło, w momencie, gdy pistolet pneumatyczny był jeszcze w gnieździe. Koło choć wyglądało na dokręcone, w rzeczywistości nie pracowało tak jak powinno, co Fin zauważył będąc jeszcze w alei serwisowej. Kara finansowa, jaką zespół otrzymał za stworzenia zagrożenia jest chyba najmniejszym zmartwieniem ekipy z Maranello. Tempo w bolidzie Vettela w drugiej części wyścigu nie było optymalne. Powodem problemów Niemca były zabrudzenia, które zebrały się na tylnym skrzydle, które powodowały utratę docisku i problem występował w różnych momentach w czasie pokonywania okrążenia. Mimo upływu kolejnych miesięcy cała operacja wyścigowa jest mocno rozchwiana i nic nie zapowiada, żeby to mogło się zmienić.

Jeśli Ferrari nie wstanie z kolan, to wkrótce wstyd może być jeszcze większy, bo fantastyczną dyspozycją w Austin błysnęli dwaj hiszpańscy kierowcy. Alonso frustrował się w czasie wyścigu nie mogąc poradzić sobie z bolidami Renault, ale ostatecznie zameldował się na mecie tuż za czołową czwórką. Pomogły problemy rywali, ale bolid McLarena z wyścigu na wyścig wygląda dużo lepiej. Jeszcze większe słowa uznania należą się dla Sainza, w którego bolidzie zamontowana jest zeszłoroczna jednostka Ferrari. Strata mocy do najlepszych szacowana jest na okoo 0,7 sekundy na okrążeniu, ale młody Hiszpan jechał wczoraj, jakby o tym zwyczajnie nie wiedział. Pojedynek dwóch wspomnianych kierowców był ozdobą końcówki wyścigu, w której emocji raczej brakowało.

O dużym pechu (znowu) może mówić Nico Hulkenberg. Niemiec nie ma szczęścia do startów i wczoraj ponownie znalazł się w nieodpowiednim miejscu oraz nieodpowiednim czasie. Małym pocieszeniem może być fakt, że kontakt kilku samochodów wykluczył z walki o punkty również Bottasa, co sprawiło, że zespół Force India nadal ma przewagę nad Williamsem w klasyfikacji konstruktorów.

Teraz kolorowa karawana szybko przenosi się do Meksyku i to może być weekend, który zadecyduje o tytule. Jeśli Rosberg zatrzyma Hamiltona, to dwa ostatnie wyścigu mogą być jedynie formalnością. Niemiec nie ma w zasadzie innego wyjścia, bo jeśli pozwoli, aby jego rywal poczuł krew, to w ciągu trzech tygodni może stracić wszystko, na co pracował trzy ostanie sezony. Hamilton ma wszystko do wygrania, Rosberg wszystko do stracenia. Niemiec nie może sobie pozwolić na spokojną grę, musi zaatakować, aby wytrącić rywalowi resztki argumentów. Czeka nas niezwykle pasjonująca końcówka sezonu.