Był sobie słoń i wąż…

Czwartkowe konferencje prasowe nigdy nie były mocnym punktem weekendu wyścigowego, a na palcach jednej ręki policzyłbym momenty, które zapadły mi w pamięć. Mówiło i mówi się o tym głośno, ale dopiero zachowanie Lewisa Hamiltona wywołało reakcję, która może coś zmienić. Nie chcę w tym wpisie wdawać się w polemikę, czy brytyjski kierowca wybrał najwłaściwszy sposób, aby zwrócić uwagę na problem, ale skupić się jedynie na samym formacie konferencji.

Na początek warto powiedzieć, że sama konferencja przez wiele lat była dostępna tylko i wyłącznie dla prasy drukowanej. Była to doskonała okazja, by wszyscy dziennikarze mieli równy dostęp do kierowców. Ilość informacji wygenerowana w ciągu kilkudziesięciu minut wystarczała, aby przygotować korespondencję z toru oraz przekazać ją do redakcji. Całość była nastawiona na informację, a nie rozrywkę.

Pojawienie się kamer na konferencji bardzo wiele zmieniło, nie tylko w zachowaniu kierowców, którzy stali się mniej otwarci i coraz częściej sięgali po przygotowane formułki. Jeśli dodamy do tego, że po sesji dla prasy, kierowcy musieli poświęcić kolejne 30 minut w tzw. penie, dla stacji telewizyjnych, to całość stawała się dość monotonna, a odpowiedzi na powtarzające się pytania coraz bardziej zbliżone do siebie.

Ważna zmiana nastąpiła również w zachowaniu samych dziennikarzy. Korespondenci wiedząc, że odpowiedzi na zadane przez nich pytania w ułamku sekund trafiają do odbiorców, nie poruszali trudnych tematów. Dlaczego? Przyczyna jest bardzo prosta. Każdy chcąc zarobić na swój kawałek chleba musi dostarczyć ciekawy i świeży materiał swojej redakcji. Na konferencji zaczęły padać więc pytania bardzo prozaiczne, a ciekawsze historie dziennikarze zostawiali sobie na inną okazję. Każdy chce być pierwszy, a przekaz na żywo powodował, że większe szanse na to mieli dziennikarze siedzący w domu, niż korespondenci na torze.

Mniej więcej w taki sposób powstało to, co oglądamy dzisiaj. Nie było to celowe działanie, a suma wielu okoliczności. Czy nie pora to zmienić? Konferencja w takim formacie, to strata czasu. Media drukowane nadal stanowią ogromną część rynku, ale ten balans zmienił się w ciągu ostatnich dwudziestu lat diametralnie.

Fantastyczny artykuł na ten temat napisał Jon Noble. Odnosząc się do zachowania Hamiltona przypomniał kilka historii z konferencji, które pokazują, że można wyjść poza sztywne ramy i sprawić, że wszyscy się uśmiechną. Na potrzeby tego wpisu przytoczę tylko jedną “o słoniu i wężu”. Kiedyś podczas konferencji prasowej Ukyo Katayama, kierowca zespołu Tyrell nie do końca zrozumiał pytanie i ratował się żartem. “Słoń i wąż wpadli na siebie w dżungli. Obaj się zatrzymali i słoń zapytał węża – “Czy wiesz kim jestem?” Wąż odpowiedział – “Oczywiście. Masz duże uszy, wielką trąbę, jesteś słoniem! A czy ty panie Słoniu wiesz kim jestem?” Słoń odpowiedział – “Tak. Masz śmieszną skórę, nie masz włosów i uszu. Jesteś Niki Lauda…”

Wpływ pojawienia się kamery na konferencji dla mediów drukowanych jest niezwykle ważny w kontekście planów transmitowania odprawy kierowców. Kiedy pojawiły się pierwsze informacje na ten temat od razu napisałem na Twitterze, że to jedna wielka głupota i nadal podtrzymuję to zdanie. Nowa rzeczywistość, wymaga stworzenia nowych formatów, a nie grzania starego kotleta na jeszcze starszym oleju. Nie potrzeba Magdy Gessler, aby wiedzieć, że z tego nie wyjdzie nic dobrego.

Co więc można dać kibicom w zamian? Wskazówką dla FOM może być ogromna popularność materiałów telewizyjnych, w których kierowcy rywalizują ze sobą odpowiadając na pytania (forma quizu), wykonując proste zadania, czy ścigając się w nietypowych miejscach w jeszcze bardziej nietypowych pojazdach. To jest doskonała rozrywka dla wszystkich, a emocje dziś sprzedają się jak nic innego.

Dobrym pomysłem wydaje się również zaangażowanie fanów. Otwarte fora, na których kierowcy spotykają się bezpośrednio z kibicami cieszą się ogromną popularnością. Zadane tam pytania często odbiegają od utartych w padoku sloganów, a nierzadko kierowcy wchodzą w bezpośrednią interakcję między sobą. Właśnie tego ostatniego elementu chyba najbardziej brakuje. Właśnie dlatego podglądanie tego, co dzieje się w pokoju przed dekoracją jest takie ekscytujące. Wszystkie te emocje zamknięte przez dwie godziny w ciasnym kokpicie mogą znaleźć ujście. To jest to, co chcemy i powinniśmy oglądać. Czasem jeden gest znaczy więcej niż tysiąc słów.