Trzeci i ostatni?

Wczorajszym występem Mercedes zapewnił sobie dwa tytuły. Zarówno w klasyfikacji konstruktorów, jak i kierowców, nikt nie ma już nawet matematycznych szans, żeby odebrać najwyższe stopienie podium niemieckiemu zespołowi. Euforii z tego powodu raczej nie ma, bo taki scenariusz kroił się już po kilku wyścigach sezonu. Nawet oglądając obrazki świętujących mechaników można było odnieść wrażenie, że ten smak zwycięstwa nie jest już tak słodki.

Mimo tego warto podkreślić, że Mercedes, który ustawił poprzeczkę bardzo wysoko, utrzymał ten poziom i po raz trzeci z rzędu wywalczył tytuł. Praca tysiąca osób zaangażowanych przy projekcie oraz miliony zainwestowane w operację wyścigową przyniosły i nadal przynoszą rezultaty. Mercedes musi odcinać kolejne kupony, bo na tym to wszystko polega patrząc od strony finansowej całego przedsięwzięcia. Niemiecki zespół nie mógł sobie pozwolić na porażkę, bo w oczach wielu osób wyglądałby wręcz śmiesznie nie tylko od strony sportowej, ale również, a może przede wszystkim, biznesowej.

Jedynym elementem, którego nie dało się Mercedesowi doprowadzić do perfekcji jest bezawaryjność bolidów. Przewaga nad konkurencją jest jednak tak duża, że problemy na tym polu nie miały większego przełożenia na klasyfikację konstruktorów, ale mogą mieć ogromny wpływ na dynamikę wewnątrz zespołu. Hamilton cały czas podkreśla, że ma wiarę i zaufanie do najbliższego otoczenia, ale mowa ciała zdradza całkiem inne emocje. Poniższe zdjęcie jest tego najlepszym potwierdzeniem.

Znajdź Lewisa na zespołowym zdjęciu (fot. Mercedes AMG Petronas)

Lauda powiedział wczoraj, że Hamilton, w normalnych warunkach, nie ma już szans na obronę tytułu i to określenie jest jak najbardziej adekwatne do obecnej sytuacji. Lewis już od pewnego czasu sprawiał wrażenie wybitego z orbity. Wspominałem o tym na Twitterze już na początku miesiąca, jeszcze przed awarią silnika w bolidzie Brytyjczyka.

Jakby tych wszystkich problemów było mało, Lewis ściągnął sobie na tor najgroźniejszą broń przeciwko sobie – rozproszenie (ang. distraction). Dziecinne zabawy podczas konferencji prasowej oraz wejście na wojenną ścieżkę z dziennikarzami to kolejne elementy na drodze destrukcji psychiki trzykrotnego mistrza świata. Kierowcy, który nie może przejść do porządku dziennego z myślą, że zostanie pokonany przez kolegę z dzieciństwa, którego zawsze miał pod kontrolą. Tym razem talentu nie wystarczyło, aby przeciwstawić się ogromnej pracy, jaką Rosberg wykonał w trakcie ostatnich dwóch sezonów.

Są tacy, którzy twierdzą, że zbuntowanie się wobec całego świata, ustawienie się po drugiej stronie barykady, jest celowym i przemyślanym działaniem Hamiltona. To ma pozwolić mu znaleźć w sobie dodatkową motywację, aby spróbować odwrócić losy tegorocznej rywalizacji. W mojej ocenie, taki scenariusz jest mało prawdopodobny, bo Lewis działa chaotycznie, a niedzielne zamieszanie wokół protestu, potwierdza tylko, że na linii kierowca-zespół również nie dzieje się najlepiej.

Trzeci tytuł dla Mercedesa może mieć bardzo gorzki smak, jeśli na zakończenie sezonu to nazwisko Rosberga znajdzie się na szczycie klasyfikacji kierowców. Lewis jednym pociągnięciem jest w stanie przekreślić całą przeszłość i posunąć się tak daleko, jak wtedy, kiedy upublicznił telemetrię bolidów McLarena.

Cała ta sytuacja, może mieć znacznie większy wpływ na kolejne tytuły dla Mercedesa niż sama zmiana formuły rywalizacji. Aerodynamika, która w przyszłym sezonie dojdzie do głosu, powinna premiować Red Bulla, choć Mercedes na tym polu również zrobił ogromny krok w przód.