Polsat, Eleven i co dalej?

Wszystko, co dobre, szybko się kończy. Nie inaczej było z moją dwutygodniową przerwą od pracy zawodowej oraz pisania, o której tradycyjnie postanowiłem Was nie informować. Zanim wrócę do bieżących wydarzeń muszę odnieść się do materiału wideo, który obejrzałem już w drodze na urlop. Chodzi o wywiad, którego Włodzimierz Zientarski udzielił serwisowi motorsport24.pl po pierwszym wyścigu sezonu. Zwykle nie wchodzę na nasze polskie podwórko, ale tym razem uważam, że warto ten temat rozłożyć na czynniki pierwsze, głównie dla dobra kibiców.

Pan Zientarski w przywołanym materiale mówi, że jego serce przepełnione jest żalem i czuje się jak zbity pies z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że ma wolne weekendy, a po drugie, że wyścigi nie są nadawane na otwartej antenie Polsatu. Dodatkowo skrytykował również sposób, w jaki udostępniane są transmisje, czyli “upychane gdzieś, w jakichś kablówkach, gdzie trzeba płacić dodatkowe 11 złotych miesięcznie”.

W zupełności zgadzam się, że dla dobra dyscypliny, wyścigi powinny być dostępne dla jak największej rzeszy odbiorców. Między innymi ucieczka na kodowane platformy spowodowała globalny spadek oglądalności wyścigów z 600 milionów do 400 milionów w ciągu ośmiu ostatnich sezonów. Tak znaczne zmniejszenie grona odbiorców w dużej mierze tłumaczy problemy zespół w pozyskaniem nowych sponsorów.

Nie zgadzam się natomiast, że Polsat (w formie prezentowej przez lata) zyskał jakieś moralne prawo, by być tą otwartą anteną. Stacja ze słoneczkiem w logo przez wiele lat dostarczała polskim kibicom ogromnych emocji, zarabiając przy tym całkiem niezłe sumy na kontraktach reklamowych. Co zmusiło szefostwo stacji do podjęcia decyzji o przeniesieniu transmisji na płatne kanały, a następnie do rezygnacji z pokazywania wyścigów? Oficjalną przyczyną, wskazywaną w wielu analizach jest znaczny spadek oglądalności, ale w mojej ocenie jest to jedynie skutek. Prawdziwa przyczyna leży zupełnie gdzie indziej, ale o tym za chwilę.

Może to globalny spadek oglądalności wpłynął na sytuację w Polsce? Niestety i tutaj trudno szukać mocnych korelacji, bo gdy oglądalność na świecie spadła o 1/3, to w naszej ojczyźnie aż o 6/7. W sezonie 2009 średnia oglądalność wyścigów wyniosła 2,1 miliona, a były weekendy, gdzie przed telewizorami zasiadało nawet 4 miliony kibiców. Sezon 2015 Polsat zamknął ze średnim wynikiem nieco powyżej 300 tysięcy widzów na wyścig. Różnica jest ogromna i z pewnością miała niesamowity wpływ na wyniki finansowe.

Może chodzi o Kubicę? Jesteśmy coraz bliżej rozwiązania, ale nie chodzi tutaj o samego kierowcę, ale sposób, w jaki stacja wykorzystała obecność polskiego zawodnika w stawce. Robert i jego świetne wyniki były doskonałym punktem wejścia, powodem, dla którego transmisje zostały przeniesione z TV4 do Polsatu. Kluczowe jest to, co stało się później, jednak na długo przed nieszczęśliwym wypadkiem polskiego kierowcy. Ten czas, kiedy Robert był na torze i osiągał dobre wyniki stwarzał szansę, ale przy okazji patriotycznych uczuć pojawiła się również miłość do samej dyscypliny, do sportu, który niesie ze sobą ogromny ładunek emocjonalny. Polsat miał szansę wychować sobie rzeszę wiernych kibiców, których nie trzeba było siłą przyciągać do odbiorników (bo sami przyszli), ale jedynie utrzymać. Niestety historia pokazała, że stacja nie była w stanie tego osiągnąć. Ta sama forma studia, te same twarze prowadzących, ci sami goście i budowanie całości wokół osoby Roberta Kubicy, powtarzane tydzień po tygodniu, nie sprzyjało zaszczepianiu miłości do sportu.

Polska nie jest jedynym krajem, w którym dyscyplinę sprowadzono do jednego zawodnika. Z podobnym problemem spadającego zainteresowania rywalizacją na torze boryka się Hiszpania. Nawet pojawienie się Sainza niewiele zmieniło, bo cała popularność sportu została zbudowana i kręciła się wokół sukcesów Fernando Alonso.

Najbardziej dziwi mnie fakt, że wobec uciekających słupków oglądalności w kolejnych latach, szefostwo stacji nie próbowało niczego zmienić. Nie mówię tutaj o powrocie ekipy telewizyjnej na tor, ale o samym studio. Analizy, ciekawe materiały – elementy, które zwiększają wiedzę kibiców o dyscyplinie i pozwalają wejść na wyższy poziom kibicowania – nie powstają w padoku, ale w zaciszu biur lub nawet mieszkań. To przyciąga do telewizorów, zmusza do myślenia, powoduje, że ze sportem jest się dłużej niż tylko od startu do mety wyścigu. Dobrym źródłem inspiracji są materiały przygotowywane przez same zespoły i udostępnianej w wielu wersjach, również dla nadawców telewizyjnych. Nie wiedzieć czemu stacja, której nie było stać na produkcję własnych nie chciała czerpać z tego źródła.

Czasu antenowego na dyskusję było dużo, ale mało w tym wszystkim było merytorycznych argumentów, wynikających z analiz dostępnych danych. Nie chcę powiedzieć, że wyszło pewne rozleniwienie, ale pierwsze pojawienie się w studio wyścigowym Grzegorza Jędrzejewskiego pokazało różnicę. Każda próba podjęcia dyskusji na tematy związane z oponami, prędkościami, strategiami była szybko rozbrajana przez pozostałych uczestników studia i sprowadzana do poziomu “Co w tej sytuacji Robert by zrobił?”. Nie wystarczy ubrać najlepszą koszulę i przyjść do studia w niedzielne przedpołudnie. Bycie w temacie, to w zasadzie niekończąca się praca dla dziennikarza, praca, na którą trzeba znaleźć czas.

Ruch związany z przeniesieniem transmisji na kodowane kanały Polsatu był próbą ratowania budżetu wobec spadających słupków oglądalności, ale ponownie nie zrobiono wystarczająco dużo, aby utrzymać widza. Transmisje przeniesione na płatne platformy często zyskują miano ekskluzywnych, ale nie dzieje się tak jedynie z uwagi na konieczność sięgnięcia do portfela, na którą nie każdego stać. Zwykle idzie za tym również podniesienie jakości samego produktu. Po co widz miałby wydawać pieniądze na produkt, którego jeszcze kilka miesięcy wcześniej nie chciał nawet za darmo? Jedyny powód, to wzrost jakości, a w przypadku Polsatu mógł on zostać osiągnięty poprzez lepsze opakowanie transmisji, na której zawartość ta, ani żadna inna stacja nie ma najmniejszego wpływu. Przykładem takiego posunięcia jest strategia telewizji Sky Sports po przejęciu praw do transmisji. BBC wielokrotnie było nagradzane za sposób realizacji transmisji, a mimo wszystko Sky był w stanie wejść na jeszcze wyższy poziom. W tym momencie nie próbuję porównywać możliwości Polsatu do Sky, bo to są wartości nieporównywalne, ale chcę pokazać, że zawsze jest pole do poprawy i warto próbować, szczególnie, gdy nie ma się nic do stracenia. Polsat w mojej ocenie nawet nie próbował.

Spadek oglądalności do 300 tysięcy widzów na wyścig i wejście na polski rynek medialny telewizji Eleven sprawiły, że prawa do transmisji po wielu latach zmieniły właściciela. Pamiętam, że kiedy pojawiły się pierwsze informacje na ten temat, to podszedłem do tego dość pozytywnie. Jeśli ktoś, wbrew światowym trendom oraz lecącej na łeb na szyję oglądalności w Polsce, bierze się za takie przedsięwzięcie, to musi mieć na nie pomysł. No i…

Moje własne obserwacje oraz lektura komentarzy widzów Eleven pokazują, że nie jest tak dobrze. Znane i lubiane twarze zastąpiły twarze mniej znane (co zawsze niesie ze sobą pewne ryzyko), ale w mojej ocenie poziom dyskusji nie uległ poprawie, a niektórzy widzowie sugeruję, że jest nawet gorzej niż było. Ponownie daje o sobie znać brak należytego przygotowania i zbudowania poczucia wśród odbiorców, że zaproszeni do studia goście są ekspertami w dziedzinie, o której mówią. Po wielu latach oglądania wyścigów poziom wiedzy kibiców jest duży, a do tego mają oni ogromny dostęp do informacji przekazywanych za pośrednictwem portali społecznościowych. Mówiąc do ekskluzywnego grona odbiorców trzeba być konkretnym, precyzyjnym oraz pewnym przekazywanych informacji oraz swoich argumentów. Taka widownia szybko się irytuje i nie wybacza błędów merytorycznych.

Czy jest szansa utrzymać widzów przed telewizorami? Będzie to niezwykle trudne zadanie. Drugiego Roberta Kubicy prędko się nie doczekamy, więc jeśli coś może uratować całe przedsięwzięcia to ciężka praca i poprawa jakości produktu. Można to zrobić na dwa sposoby. Pierwszy, wzorem Sky Sports, wymaga zaangażowania dodatkowych osób, które wykonają całą brudną robotę związaną z przygotowaniem treści dla prowadzących. Drugie rozwiązanie to postawienie na osoby, które żyją dyscypliną i potrafią przekazać swoją wiedzę oraz pasję na antenie. Władze stacji powinny poważnie podejść do tematu i szukać najlepszych rozwiązań nie czekając do końca sezonu. Kibice z pewnością docenią te starania, jeśli zobaczą, że za tym kryje się walka o dobro dyscypliny oraz jakość transmisji. Wakacyjna przerwa, to dobry okres do przemyśleń…