O jeden krok za daleko

Mercedes dopisał do swojego konta kolejne 43 punkty i pewnie prowadzi w klasyfikacji konstruktorów, ale z wypowiedzi przedstawicieli zespołów wynika, że ten weekend mógł się potoczyć zupełnie inaczej. O ile Chiny można było nazwać jednorazowym wypadkiem przy pracy, o tyle wydarzenia w Sochi są czymś więcej, aniżeli tylko ostrzeżeniem dla niemieckiego zespołu.

Jak to możliwe, że zespół, który pokonał tak ogromna ilość kilometrów w trakcie przedsezonowych testów bez większych problemów, nagle staje przed wizją wycofania obu samochodów z wyścigu? Pośrednia przyczyna tych problemów może kryć się w jednej z wypowiedzi Toto Wolff’a, który zasugerował, że to wynik ciągłej pogoni za wydajnością, a ta staje się trudniejsza z upływem czasu.

“Im dłużej zasady obowiązują, tym trudniej jest znaleźć dodatkową moc. Wewnątrz zespołu Andy Cowell na przydomek “pan wydajność”, bo chce wyciągnąć wszystko, co jest tylko dla człowieka możliwe. Być może będziemy zmuszeni zrobić mały krok w tył, aby dać gwarancję, że możemy zapewnić kierowcom samochód, którym będą w stanie dojechać do mety.”

Nie znamy szczegółów, ale wypowiedzi przedstawicieli Mercedesa pozwalają sądzić, że w czasie wyścigu o GP Rosji również w bolidzie Rosberga zaobserwowano zbliżone problemy do tych, które dotknęły wcześniej Hamiltona. Nie mam tu na myśli chwilowej utraty ciśnienia wody, które na szczęście dla kierowcy nie spadło poniżej krytycznej wartości, ale niedoskonałości w układzie odzyskiwania energii. W przypadku wycieku wody prawdopodobnie mamy do czynienia z błędem człowieka, bo okoliczności, w których mechanicy Mercedesa poskładali jednostkę dla Lewisa Hamiltona były skrajnie niesprzyjające.

Warto pamiętać, że obecna jednostka, praktycznie w przypadku każdego z producentów, różni się od sprawdzonej podczas przedsezonowych testów. Alternatywne ścieżki rozwoju powodują, że różne pomysły z zakresie poprawy wydajności lub niezawodności są wcielane w życie, a następnie trafiają na tor. Nie zawsze kryją się za tym żetony, bo przepisy dopuszczają drugą drogę, polegającą na uzyskaniu zgody FIA.

Mercedes najwyraźniej dotknął swego rodzaju limitu, którego przekroczenie może nieść ze sobą więcej strat niż korzyści. Patrząc wstecz można łatwo zauważyć, że utrzymanie tak dużej przewagi na dłuższą metę nie jest możliwe. Rywale, sięgając po te same pomysły, z biegiem czasu uzyskają podobny rodzaj wydajności, a co za tym idzie znajdą się w zasięgu. Silnik przestanie być elementem, który będzie decydował o zwycięstwie, a podwozie oraz aerodynamika zaczną odgrywać kluczowe role. W tym obszarze Mercedes zrobił ogromny postęp, ale to jednostka była i nadal jest tym elementem, który pokrywa wszelkie niedoskonałości w innych obszarach względem konkurencji.

W tym kontekście łatwo zrozumieć, dlaczego Mercedes był przeciwny nowym przepisom, dotyczącym zmian w aerodynamice oraz nie chciał podniesienia limitu paliwa. Rywalizacja w obecnej formie byłaby gwarancją pozostania na szczycie przez kolejne lata, bo konkurencja za moment stanie przed tymi samymi ograniczeniami w sferze rozwoju jednostki. Tor w Sochi należy do najbardziej wymagających obiektów pod względem zużycia paliwa w całym kalendarzu, co w przypadku Hondy oznaczało konieczność oszczędzania paliwa przeliczoną przez zespół na 1 sekundę (straty) na okrążeniu. W przypadku Mercedesa żaden z kierowców nie musiał się martwić o ten aspekt, co pokazuje, jak duża różnica nadal dzieli obie jednostki.

Na koniec kilka szczegółów dotyczących operacji, której celem było dostarczenie nowego układu paliwowego dla Lewisa Hamiltona. Ważną rolę w całym procesie odegrał Bernie Ecclestone, który tylko sobie znanym sposobem skrócił czas odprawy celnej na lotnisku w Sochi do 90 sekund. Tyle mnie więcej trwało przeładowanie nowych części z wynajętego Bombardiera Global 6000, do samochodu podstawionego na płytę lotniska przez zespół. Przy bardzo restrykcyjnych przepisach, dotyczących importu nowych technologii na rosyjską ziemię, można się domyślać, że Bernie mógł to zaaranżować dzwoniąc tylko i wyłącznie pod jeden numer telefonu. Z doniesień niemieckiej pracy wynika, że również nie lada wyczynem było znalezienie “ochotnika”, który nadzorowałby cały transport ze strony zespołu. Na szczęście jeden z pracowników fabryki Mercedesa posiadał aktualną, rosyjską wizę, co było poważnym ograniczeniem w całej operacji. A jak to wyglądało od strony finansowej? Bagatela 40 tysięcy euro.