Crash Kid 3?

Daniil Kvyat jest kolejnym kierowcą po Grosjeanie i Maldonado, któremu w kibice próbują przypiąć łatkę specjalisty od “mocnego uderzenia”. Czy jest to w porządku wobec młodego Rosjanina? Czy kara wymierzona przez sędziów wyścigowych była adekwatna do przewinienia, czy też FIA powinna mocniej pochylić się nad tą kwestią i jeszcze mocniej utemperować ułańską fantazję kierowcy?

Krzywe zwierciadło, które mocno zniekształciło niedzielne wydarzenia nie zostało wyprodukowane w Rosji, ale w Chinach. Na niedzielne wydarzenia większość patrzy przez pryzmat tego, co wydarzyło się na torze w Szanghaju, wskazując, że jest to kolejna niebezpieczna sytuacja. Gorąca dyskusja z Vettelem tuż przed ceremonią na podium sprawiła, że w pamięci wielu osób Vettel był ofiarą, a Kvyat sprawcą. Bez wątpienia zadziałała pozycja niemieckiego kierowcy, czterokrotnego mistrza świata, który zawstydzony swoim błędem i słabym wynikiem Ferrari, próbował wyjść z twarzą z całej sytuacji. Osoby będące blisko Vettela otwarcie przyznały, że Niemiec po wyścigu w Chinach, kiedy emocje już opadły, był zażenowany swoją postawą wobec Kvyata. Jeśli mamy w ogóle brać pod uwagę tę sytuację, to raczej w kontekście doskonałego instynktu Rosjanina i niezdarności Vettela.

Wydarzenia ostatniej niedzieli to zupełnie inna historia, a role, które odegrali w niej obaj kierowcy również pochodziły z całkiem innego scenariusza. Winę za kontakt w zakręcie numer 2 w pełni ponosi Kvyat. Rosjanin opóźnił hamowanie, co przy zblokowaniu tylnych kół spowodowało, że mógł być jedynie pasażerem. Nawet Daniel Ricciardo przyznał, że tak odważny ruch partnera z zespołu i późne naciśnięcie na pedał hamulca, był z góry skazany na niepowodzenie, bo zakręt był całkowicie zamknięty. Kvyat dojeżdżając do zakrętu miał zbyt dużą prędkość i żadnej szansy, aby znaleźć w nim choć milimetr wolnej przestrzeni. Nie ma na torze chyba kierowcy, któremu nie zdarzyło się popełnić podobnego błędu, tylko nie każdy trafia na czterokrotnego mistrza świata, który próbuje przywrócić blask zespołowi z najdłuższą historią w serii.

Zakręt numer 3 to kolejna historia. Obaj kierowcy otrząsnęli się o kontakcie i ponownie nabierają prędkości. W tym miejscu to całkowicie naturalne, ze względu na charakterystykę toru. Nagle Vettel w reakcji na powracający na tor bolid Lewisa Hamiltona lub pierwsze oznaki problemów poprzedzającego do Sergio Pereza ściąga nogę z gazu i zrzuca dwa biegi w dół.



Całość dzieje się w zakręcie, w który bolidy pokonują z prędkością zbliżoną do 260 km/h. Wciągu mniej niż sekundy przednie skrzydło bolidu Red Bulla podążającego jakieś trzy długości bolidu za czerwonym Ferrari ponownie łapie bliski kontakt ze skrzynią biegów Vettela. Czegoś takiego nie da się uniknąć, co pokazały wypadki z udziałem dużo bardziej doświadczonych kierowców, takich jak Webber czy Alonso.

Kvyat narozrabiał, bo oprócz Vettela ucierpiał również zespołowy partner, Daniel Ricciardo. Kara w postaci przymusowego postoju w alei serwisowej, trzech punktów karnych oraz konieczności rozmowy z Helmutem Marko wydaje się być jednak odpowiednia do popełnionego przewinienia. W całej sytuacji dziwi mnie nieco postawa zespołu, który zamiast chronić młodego kierowcę, wrzuca na jego barki jeszcze większy ciężar i podpisuje się pod ocenami, które nie są do końca trafne i przemyślane. Jeśli całość jest próbą uzasadnienia awansu Verstappena do nieco wyższego fotela, to jest to poniżej wszelkiej krytyki. Sezon dopiero się zaczął, a Red Bull aby nawiązać walkę z czołówką potrzebuje dwóch niezwykle zmotywowanych kierowców. Sympatia i sentyment do Vettela to jedno, ale dbanie o własne gniazdo to całkiem inna sprawa.

Dodam tylko, ze po wyścigu Kvyat udał się do garażu, aby osobiście przeprosić Vettela, ale już go tam nie zastał. Swoje słowa wyjaśnienia przekazał niemieckiemu kierowcy telefonicznie.