Ferrari stawia wszystko na jedną kartę i przyśpiesza wprowadzenie poprawek silnika

Brak zwycięstwa w trzech pierwszych wyścigach sezonu zmusiły inżynierów z Maranello do jeszcze cięższej pracy, czego efektem jest przyśpieszenie planowanego na europejską część sezonu wprowadzenia poprawki silnika. Jak donoszą włoskie źródła już podczas najbliższego weekendu wyścigowego obaj kierowcy Ferrari otrzymają nowe silniki, w których kosztem trzech żetonów, zmodyfikowana została komora spalania. Ponownie ważną rolę w procesie poprawy wydajności silnika spalinowego miał odegrać Shell, który przygotował nową mieszankę paliwa.

Modyfikacje w tym obszarze były niezbędne, aby w kolejnym kroku, czyli prawdopodobnie podczas GP Kanady, wprowadzić do użycia nową turbinę. Ferrari najwyraźniej nie zamierza czekać i rzuca na tor wszystko, co ma w zanadrzu, kosztem żetonów, których do końca sezonu zostanie naprawdę niewiele (6). Istotny jest również fakt, że Sabastian Vettel już na tym etapie skorzysta z trzeciej, z pięciu jednostek przeznaczonych na sezon.

Oprócz poprawek w obszarze jednostki napędowej włoski zespół przywiezie do Sochi kilka mniejszych poprawek aerodynamicznych.

Wspomniane włoskie źródła ponownie dużo piszą o wykorzystaniu technologii HCCI, o której również sam wspominałem w wielu wpisach. Informacje o tym podała również telewizja Sky Sports w materiale poświęconym konstrukcji Mercedesa W07. Pojawiają się jednak pewne wątpliwości, czy nie mamy do czynienia z przekłamaniem. Głównym ograniczeniem wykorzystanie HCCI w sferze wyścigowej wynika z faktu, że kontrola samozapłonu była do tej pory możliwa w niskim zakresie obrotów. Różna analizy, którym miałem okazję się przyjrzeć wspominały o górnym zakresie 3000-3500 obrotów. Nawet jeśli podwoimy tę liczbę, to nadal będziemy w zakresie dużo poniżej obrotów, jakie osiągają obecne jednostki.

Mogę się mylić, ale bardziej prawdopodobne wydaje się wykorzystanie tzw. komory wstępnej, która umożliwia osiągnięcie zbliżonej wydajności przy wykorzystaniu tradycyjnej metody zapłonu. Proces spalania rozpoczyna się w komorze wstępnej, w której umieszczona jest stosunkowo bogata mieszanka, który później, przez małe otwory, rozszerza się na komorę właściwą, w której mieszanka może być znacznie uboższa. To oznacza wydajniejszą pracę niezależnie od obrotów.

Pierwsze wzmianki na ten temat pojawiły się już w poprzednim sezonie, w kontekście jednostki Mercedesa, na długo przed tym, zanim zaczęło się mówić o HCCI. Teoretycznie możliwe jest również połączenie obu technologii, poprzez wykorzystanie samozapłonu w komorze wstępnej, ale tutaj również pojawia się ograniczenie związane z zakresem pracy.

Ogromne doświadczenia w tym obszarze ma firma Mahle, która posiada w swojej ofercie opatentowaną technologię Jet Ignition. Podstawą tej technologii jest wykorzystanie komory wstępnej oraz bardzo ubogiej mieszanki w komorze głównej. Co ważne firma od wielu lat współpracuje zarówno z Mercedesem jak i od niedawna (!) zacieśniła kooperację z Ferrari. Jeśli poprawie łączę wszystkie kropki, to Mahle może być kluczem do rozwiązania zdecydowanie większej zagadki – transferu technologicznego, który miał się dokonać pomiędzy Mercedesem, a Ferrari. To może być duża historia, ale pewnie nikt w nią nie uwierzy, dopóki nie napisze o tym jeden z dużych serwisów. A napisze…