Ecclestone: Mercedes pomagał FIA przy pracach nad koncepcją nowych silników

Dominacja Mercedesa trwa w najlepsze i jeśli nie dojdzie do jakiejś drastycznej zmiany przepisów to srebrne strzały zostaną na czele stawki przez kilka kolejnych lat. Red Bull, aby wymusić zmiany zagroził odejściem, co spotkało się z ostrą reakcją przedstawicieli niemieckiego koncernu, ale stanowisko ekipy z Milton Keynes poparł Bernie Ecclestone.

Dziś serwis Omnicorse publikuje fragment rozmowy Ecclestone’a z włoską stacją Sky Sport 24 HD, w którym pojawia się sugestia, że za sukcesem Mercedesa nie stoją jedynie inżynierowie z Brixworth oraz duży zespół zaangażowany w prace, ale również FIA.

“Wiedzieli nieco więcej o jednostkach, bo ludzie Mercedesa blisko współpracowali z FIA na etapie definiowana koncepcji nowego silnika. To właśnie dlatego zaczęli tak mocno i teraz zwiększyli swoją przewagę. Teraz ktoś powinien im to odebrać.”

Powyższe słowa Ecclestone’a mogą wywołać prawdziwą burzę, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę aktualne nastroje.

Red Bull rozważa wycofanie się z rywalizacji i słowa Marko traktowałbym raczej poważnie. Firma każdego roku przeprowadza szczegółowe analizy dotyczące kosztów zaangażowania w operację wyścigową oraz osiąganych dzięki temu korzyściom. Ekipa z Milton Keynes nigdy nie była, nie jest i nie będzie prawdziwym zespołem wyścigowym, bo rywalizacja sama w sobie nie jest celem, ale środkiem. Dietrich Mateschitz obrał ten kierunek, aby promować markę i zwiększyć sprzedaż produkowanych napojów energetycznych, więc można się było spodziewać, że taki dzień nadejdzie.

Czy ewentualne wycofanie się, czy tez zmniejszenie zaangażowania będzie podyktowane jedynie słabszymi wynikami? Red Bull jest obecny na wielu światowych arenach, a wspierane przez niego zespoły oraz sportowcy notują bardzo różne wyniki, co może sugerować, że temat jest znacznie szerszy.

Seria od kilku lat regularnie traci sympatyków, a magiczny pył, który unosił się nad padokiem nagle gdzieś zniknął. Kontrowersje są na porządku dziennym, a media więcej uwagi poświęcają tej ciemniejszej stronie sportu, przez co rywalizacja na torze schodzi na dalszy plan. Co gorsza obecne działania podejmowane przez FOM oraz FIA nie dają żadnej nadziei, że sytuacja może się zmienić. Melbourne jest tego najlepszym przykładem.

Mateschitz ma świadomość, że powrót na szczyt jest możliwy i ma do tego wszystkie potrzebne elementy, ale wymaga czasu. Red Bull podpisał zobowiązanie, które obliguje go do pozostania na torach do roku 2020. Dzięki temu, co roku z kasy FOM otrzymuje około 70 milionów dolarów jeszcze przed startem sezonu. Nie znamy jednak szczegółów tego porozumienia, ale możemy przypuszczać, że w obecnej sytuacji Red Bull może szukać punktu wyjścia z niewygodnego układu.

Wycofanie się z rywalizacji z pewnością nie będzie oznaczało zamknięcia drzwi obu fabryk i będzie procesem postępującym. Jednym z możliwych rozwiązań jest przekazanie prowadzenia operacji wyścigowej innym podmiotom, ale pozostanie w roli głównego sponsora. Mówimy o zmniejszeniu kosztów uczestnictwa w rywalizacji o około 80%, przy czym marka nadal będzie eksponowana w mediach.

Zainteresowanie przejęciem Toro Rosso wykazuje Renault, które rozważa zwiększenie swojego zaangażowania. Rozmowy w tej sprawie trwają, czego najlepszym dowodem jest wizyta przedstawicieli francuskiego koncernu w siedzibie włoskiego zespołu.

Red Bull z kolei może powędrować w ręce Audi. Stefano Domenicali miał rozważyć wszystkie dostępne opcje i jedyną, dającą szanse na dobre wejście w rywalizację jest przejęcie dużego podmiotu o mocnych fundamentach, takiego jak ekipa z Milton Keynes. Adam Copper pisze, że Ferdinand Piech, człowiek, który może mieć decydujący głos w całej sprawie, nadal nie jest przekonany, czy Audi jest gotowe na tak duże zaangażowanie.

Procesy, o których wspomniałem powyżej mogą być rozciągnięte w czasie i niezależnie od tego, czy Red Bull nadal będzie występował w roli operatora zespołu, czy ograniczy się do roli sponsora obecna sytuacja wymaga szybkich działań. Renault najwyraźniej popełniło kilka błędów w czasie zimowych przygotowań, stąd słabe wyniki oraz największa liczba żetonów do wykorzystania w trakcie sezonu. Francuscy inżynierowie w porę zorientowali się, że przygotowane przez nich rozwiązania nie dają szans na nawiązanie walki z konkurencją, dlatego zrezygnowali z ich wprowadzania. Nowe poprawki są w przygotowaniu i jeśli efekty tych prac będą zadowalające, to zostaną one wprowadzone w drugiej części sezonu.

Red Bull nie chce jednak czekać na obiecane poprawki, bo na przestrzeni dwóch sezonów zaufanie do francuskiego producenta spadło do poziomu bliskiego zeru. Takie są fakty, chociaż może się wydawać, że przedstawiciele Red Bulla szybko zapomnieli, że cztery mistrzostwa z rzędu to również zasługa Renault. Bez odpowiednich map silnika przygotowanych w Viry, koncepcja Newey’a oparta o dmuchany dyfuzor nie byłaby tak wydajna. Paradoksalnie to właśnie oprogramowanie (niedopracowane mapy) ma być aktualnie największą bolączką nowej jednostki.

Ekipa z Milton Keynes ma do dyspozycji jedynie dwa rozwiązania: skierować kroki w kierunku pozostałych dostawców lub spróbować zrobić coś pod dachem własnej fabryki. Współpraca z Mercedesem oraz Ferrari jest mało prawdopodobna. Niemiecki koncern zaopatruje już cztery zespoły, a ze współpracy z włoską marką Red Bull zrezygnował przy pierwszej nadarzającej się okazji. Honda zdaje się jedyną dostępną opcją i japoński koncern nie wyklucza, że jeśli upora się z obecnymi problemami będzie dążył do zainteresowania kolejnych zespołów swoim produktem. Tylko co na to powie Ron Dennis?

Budowa własnego silnika, to przy całym szacunku dla możliwości Red Bulla, zadanie, które wymaga zaproszenia do współpracy partnera posiadającego wiedzę oraz możliwości w tym zakresie. Wczoraj pojawiły się plotki, że Toyota może być zainteresowana wsparciem ekipy z Milton Keynes i to już od sezonu 2016. Patrząc jednak na problemy z jakim borykają się Renault oraz Honda realnym celem wydaje się sezon 2017. Sprzyjać takiemu posunięciu mogą nowe przepisy dotyczące jednostek napędowych.