Arriva bene

Maurizio Arrivabene obejmując fotel szefa zespołu przedstawiany był jako osoba, która przez kilkadziesiąt ostatnich lat zawsze była blisko czerwonych bolidów, na tyle blisko by poczuć zapach paliwa oraz ciepło silnika. Z każdy kolejnym dniem poznajemy włoskiego menadżera coraz lepiej i obraz, który się rysuje przysłania nie tylko jego poprzednika, ale również innych czołowe postacie w padoku.

Ferrari razem - takie obrazki w przeszłości to prawdziwa rzadkość (fot. Ferrari S.p.A)

Dostępny, zabawny, a przy tym niezwykle konkretny i twardo stąpający po ziemi. Maurizio Arrivabene po małej demonstracji podczas zimowych testów w Barcelonie, w trakcie pierwszego weekendu wyścigowego pokazał, że stać go na więcej, o wiele więcej. “No money, no honey” wypowiedziane w czasie piątkowej konferencji prasowej szefów zespołu z pewnością zapadnie w pamięć fanów i będzie jeszcze wielokrotnie przytaczane przy okazji rozmów o włoskim menadżerze.

W dniu wyścigu Arrivabene pokazał, że chce i potrafi być bardzo blisko zespołu. Jego wyjście z garażu i rozmowa z mechanikami, po problemach z nakrętką w bolidzie Kimiego Raikkonena, nie umknęła uwadze operatora FOM. Łapiąc bezpośredni kontakt z osobami obsługującymi bolid rozładował całe napięcie, które w takiej sytuacji mogło i z pewnością pojawiło się w zespole mechaników.

“Zszedłem tam przede wszystkim, aby ich uspokoić, be nie chcę, żeby panikowali. Po drugie zapytałem mechanika, co się stało. Wyjaśnił mi i powiedziałem mu, że ma się uspokoić, skupić i nie przejmować. Takie rzeczy się zdarzają.”

Być może w podobny sposób rozmawiają ze swoimi mechanikami inny szefowie zespołów, ale gest Arrivabene wykonany przed milionami kamer, jest jak publiczna deklaracja. To dosadne potwierdzenie słów, że niezależnie od tego, czy wygrywamy, czy przegrywamy, to robimy to razem.

Mimo dobrego występu i miejsca na podium szef Ferrari był tylko połowicznie zadowolony z wyników niedzielnej rywalizacji. Niedzielny występ określił jako pracę wykonaną tylko w połowie. Radość z dobrej postawy Vettela przysłaniała nieco awaria w samochodzie Kimiego Raikkonena. Arrivabene zanim poklepał po ramieniu niemieckiego kierowcę poświęcił nieco czasu na rozmowę z Finem. O czym rozmawiali?

“Oczywiście Sebastian był zadowolony, bo jego marzenie się spełniło. Podium z Ferrari to coś wyjatkowego dla każdego kierowcy. Co do Kimiego, to poszedłem do niego od razu, aby porozmawiać. Wiesz, jak postępować z kierowcą, musisz go zrozumieć, musisz go podnieść na duchu. W przeciwnym wypadku jeśli chcesz świętować z jednym, a drugiego zignorujesz, to nie zadziała.”

“Obaj dobrze współpracują, a moim zadaniem jest utrzymać właściwą równowagę i sprawić, żeby Kimi poczuł się pewnie. Powtarzałem mu wiele, wiele razy “Kimi jesteś jak młot, ciśniesz jak cholera, twoje czasy były świetne.” Jestem przekonany, że potrzebujemy dwóch kierowców, aby liczyć się w klasyfikacji konstruktorów, a nie jednego i Kimi może dobrze wykonywać swoją robotę.”

Kolejne elementy układanki pod nazwą Ferrari ponownie znajdują swoje miejsce. Arrivabene nie tylko wydaje się być jednym z nich, ale również spoiwem, które ponownie zwiąże je na długie lata. Wiele osób wskazywało na Vettela, jako osobę, które odmieni Ferrari i sprawi, że czerwony lakier ponownie nabierze połysku. Niemiec z pewnością odegra w tym procesie znaczącą rolę, ale na chwilę obecną to Arrivabene wyrasta na prawdziwego lidera włoskiego zespołu. Dodatkowo sposób w jaki to robi nie tylko przyciąga uwagę zewnętrznych obserwatorów, ale może również podobać się ludziom pracującym dla włoskiej stajni. Jeśli za tym pójdą sukcesy, to jego pozycja będzie niepodważalna, a szacunek wśród włochów prawdziwy, bo zdobyty ciężką pracą.

Nadchodzi dobry – tak w wolnym tłumaczeniu brzmi nazwisko szefa zespołu…