Sekunda, a może więcej?

Wszystkie branżowe media publikują podsumowania zimowych testów i próbują wyciągnąć z nich pierwsze wnioski, dotyczące tegorocznego układu sił. Sekunda – taką przewagę nad konkurencją ma mieć Mercedes i wszyscy zdają się z tym zgadać. Niemiecki zespół nie zdecydował się sięgnąć po najbardziej miękką z dostępnych mieszanek, a powód tego był bardzo prozaiczny – wcale ich nie zamawiał. To pokazuje jak ogromna pewność przebija się przez poczynana ekipy z Brackley.

Większość analiz pomija jednak dwa bardzo istotne aspekty. Rosberg po zakończeniu zajęć podczas których wykonał najszybsze kółko nie był zadowolony z ustawień bolidu. Podobną opinię na temat zachowania bolidu wyraził Lewis Hamilton, który oczekiwał nieco lepszego prowadzenia się od W06. Właśnie nad tym aspektem Mercedes skupiał się ostatniego dnia zajęć na torze w Barcelonie. Z tego wynika, że obaj kierowcy w nowym bolidzie mogą pojechać jeszcze szybciej, jeśli uda się poprawnie dokręcić wszystkie śrubki.

Druga kwestia dotyczy wykorzystania systemu DRS. Obecny na torze Karun Chandhok, który obserwował poczynania swoich byłych kolegów na torze zauważył, że kierowcy Mercedesa nie korzystali z dobrodziejstw tego rozwiązania nawet w trakcie szybkich kółek. Z kolei rywale niejednokrotnie wciskali przycisk na kierownicy, nawet w strefach, w których w czasie wyścigu nie będą mogli z niego korzystać. Z tego powodu wszystkie pomiaru czasów okrążeń oraz prędkości maksymalnej na prostych odcinkach mogą być obarczone pewnym błędem.

Na koniec warto dodać, że przewaga Mercedesa na jednym kółku przekłada się również na tempo wyścigowe. Mercedesy na długich przejazdach były średnio szybsze od bolidów Williamsa o około 0,8 sekundy.

Powyższe fakty sugerują, że przynajmniej w pierwszej części emocji powinniśmy szukać nieco dalej w stawce. Jednak czy jest na to szansa? Cytując pewnego znanego polskiego wróżbitę “liczby jasno pokazują, że tak”. Różnica pomiędzy Williamsem, Ferrari oraz Red Bullem jest niewielka, choć wyniki osiągane w Barcelonie sugerują właśnie taki układ. Ekipa z Grove świetnie korzysta z mocy oferowanej przez jednostkę Mercedesa, notując na prostych odcinkach wyższe prędkości od zespołu fabrycznego. Ferrari znacznie poprawiło sposób prowadzenia się samochodu, który w rękach Raikkonena oraz Vettela może być bardzo groźnym narzędziem. Red Bull nawet z najsłabszym silnikiem w całej stawce nadal ma po swojej stronie
Adriana Newey’a, który w przeszłości wielokrotnie udowadniał, że projektem bolidu jest w stanie pokryć brak mocy.

Z całej trójki największy postęp wykonało Ferrari. Prace wykonane pod kierunkiem Jamesa Allisona dały bardzo dobry skutek. Ferrari z kilkuletniego marazmu i marzeniach o nagłym cudzie, znowu zaczęło mocno stąpać po ziemi. Pojawienie się Vettela było, jak otwarcie kolejnych okien w fabryce w Maranello.

Walka powyższej trójki może być ozdobą przyszłego sezonu, bo różnice są tak marginalne, że układ na starcie niedzielnych wyścigów może ciągle się zmieniać w zależności od charakterystyki obiektu, temperatury i innych mniej istotnych elementów, które stanowią o formie zespołu.

Używając żargonu kolarskiego drugą grupę pościgową tworzą zespoły Lotus, Toro Rosso, Sauber oraz Force India. Pierwsza trójka wymienionych może mówić o znacznym postępie w stosunku do poprzedniego sezonu. W najlepszych nastrojach zdaje się być ekipa z Enstone, która szybko zaprzestała rozwoju E22 i skupiła się na tegorocznej konstrukcji, co dało efekty. Zmiana dostawcy jednostki napędowej również miała na to ogromny wpływ. Toro Rosso chwalone po prezentacji nie potwierdziło w czasie testów, że nowa konstrukcja będzie czymś przełomowym. Nawet z nowym pakietem, sprawdzonym w ostatnich dniach testów, bolid w rękach młodych kierowców nie błyszczał. Sauber swojej szansy na punkty w otwierających sezon wyścigach może szukać w niepowodzeniach innych. Bolid wygląda dość ociężale, ale jego dominującą cechą zdaje się być niezawodność. Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności debiutu VJM08 zespół Force India może być zadowolony, z tego co udało się osiągnąć w Barcelonie. Bazowy bolid pomyślnie przeszedł pierwszy test, ale jego rozwój w trakcie sezonu stoi pod dużym znakiem zapytania. Budowa na ostatnią chwilę oznacza, że przygotowanie jakichkolwiek poprawek zajmie kilka następnych tygodni. Strata do rywali może jeszcze wzrosnąć, kiedy kolorowa karawana wjedzie na europejskie tory.

Wszyscy zadają sobie pytanie gdzie w tym gronie umieścić McLarena. Kłopoty, z którymi borykała się ekipa z Woking nie pozwoliły na sprawdzenia nowej konstrukcji ani na krótkim, ani na długim dystansie. Bolid pod względem estetycznym ustępuje jedynie RB11, a ciasny tył to działo sztuki na miarę miniaturowej skrzyni biegów, którą kilka lat temu zbudował Williams. Dźwięk nowej jednostki Hondy też ma w sobie coś magicznego, czego trudno się doszukać w konstrukcjach innych producentów. Jeśli to wszystko zacznie działać w pakiecie, to jeszcze przed europejską częścią sezonu możemy oglądać jeden z bolidów McLarena w Q3. Są to jednak przypuszczenia stojące na bardzo miękkich fundamentach. Potencjał McLarena oraz Hondy jest ogromny, ale czas, który pozostał do rozpoczęcia sezonu bezlitosny.

Japoński koncern zakończył dziś proces homologacji nowej jednostki, a zakres prac możliwych do wykonania przy silniku będzie zależny od posunięć konkurencji. W kwestii wykorzystanych żetonów obecnie wszyscy starają się czarować wszystkich, a dodatkowo matematyka prezentowana przez zespoły zdaje się nie iść w parze z obliczeniami inżynierów FIA. Karty wylądują na stole dopiero w Melbourne i coś mi podpowiada, że tutaj również przewaga będzie leżała po stronie Mercedesa, który nie wszedł do rozgrywki ze wszystkim, co ma.