Red Bull zbuduje elektryczną część silnika na sezon 2015

Silnik jest elementem, który sprawił, że zespół Red Bulla po latach dominacji musiał uznać wyższość rywali. Jednostka Renault nie tylko odstaje pod względem mocy, ale również jest wyjątkowo zawodna. Sebastian Vettel już jest na limicie dopuszczonych regulaminem ilości silników, a do końca sezonu pozostał jeszcze sporo ścigania.

Według informacji przekazanych przez niemiecki Auto Motor und Sport ekipa z Milton Keynes, chcąc uniknąć podobnych problemów w sezonie 2015, postanowiła jeszcze mocniej zacieśnić współpracę z Renault. Przyszłoroczny bolid Red Bulla ma być zasilany jednostką spalinową, która powstanie pod dachem fabryki z Viry, ale już część elektryczna ma być dziełem inżynierów zespołu. Taki podział prac ma pozwolić na uzyskanie lepszej wydajności oraz dopasować silnik do charakterystyki RB11.

Jest to prawdopodobnie pierwszy krok w kierunku budowy całej jednostki pod dachem fabryki w Milton Keynes. Jednocześnie uzyskane podczas prac nad silnikiem elektrycznym doświadczenia, będą mogły być wykorzystane przy budowie w pełni elektrycznego samochodu, nad którym prace rozpoczęło Red Bull Technology Center pod okiem Adriana Newey’a.

Warto dodać, że obszary, w których jednostka może zostać udoskonalona, są mocno ograniczone wymaganiami regulaminu technicznego. Na potrzeby wspomnianego regulaminu jednostka została podzielona na 42 obszary funkcjonalne. Każdy z nich został sklasyfikowany pod względem wagi punktami od 1-3. W sumie cała jednostka stanowi zbiór 66 wirtualnych punktów. Obecnie prace zostały zamrożone jedynie w trzech obszarach (wał korbowy, wymiary i rozmieszczenie cylindrów oraz system zaworów). Wymienione elementy po zsumowaniu dają 5 punktów, które po odjęciu od całości pozostawiają pulę o wartości 61 oczek. W pracach nad jednostką na sezon 2015 producenci otrzymali 32 punkty, które mogą wykorzystać, co pozwala na ingerencję w konstrukcję w zakresie 48%.

Z roku na rok ilość wolnych obszarów będzie ograniczana podobnie jak ilość punktów do wykorzystania. Proces zamrażania będzie więc rósł z 8% w sezonie 2015 do 95% w roku 2020. Dlatego niezmiernie ważne jest staranne wybieranie obszarów, w których trzeba inwestować cenne punkty jednocześnie biorąc pod uwagę proces zamrażania. Jak więc widać Ferrari oraz Renault znalazły się w trudnym, ale nie beznadziejnym położeniu. Jeśli obszary, w których ich jednostki niedomagają w stosunku do produktu z Brixworth zostaną odpowiednio zidentyfikowane i wdrożone zostaną skuteczne procesy naprawcze, to nie jest wykluczone, że już w najbliższym sezonie różnice w mocy zaczną się zacierać.

Rob White w rozmowie z niemieckim autobild.de powiedział, że na tym etapie nie ma już miejsca na błędy. Nietrafione decyzje przy projektowaniu można jeszcze poprawić, ale kolejne błędy mogą rzucić się cieniem na nadchodzące lata. W jego wypowiedzi znajduje się również podpowiedź, że pewne zmiany można wykonać bez utraty cennych punktów – za pozwoleniem FIA.

“Te zasady zmuszają nas do precyzyjnej pracy. Musimy teraz zdecydować jakie prace wykonamy z wykorzystaniem żetonów, a dla których postaram się o zgodę FIA.”

Niezależnie od stopnia zamrożenia prac nad jednostkami FIA może wydać pozwolenie na dokonanie zmian, z zastrzeżeniem, że mają one poprawić niezawodność, bezpieczeństwo lub obniżyć koszty. Nie od dziś wiadomo, że jest to swego rodzaju szara strefa i producenci wielokrotnie próbowali przemycać nowe rozwiązania pod przykrywką poprawy niezależności. Zapewne nic w tej kwestii się nie zmieni, co oznacza, że kreatywność inżynierów, nawet w sytuacji mocno zawężających się przepisów, nadal będzie niezmiernie istotna.