Hamilton dojrzał do wygrywania

Hamilton jest siódmym zwycięzcą w siódmym wyścigu sezonu (fot. Vodafone McLaren Mercedes)

Tegoroczny wyścig o GP Kanady zakończył się ponad dwanaście godzin temu, a ja wciąż zastanawiam się, czy ktokolwiek, poza mechanikami zespołu McLaren, miał szansę zatrzymać Lewisa Hamiltona. Brytyjczyk zaimponował wczoraj ogromną dojrzałością i perfekcyjnie zrealizował nakreślony przez strategów plan. Każde okrążenie było częścią scenariusza dopracowanego w każdym, najmniejszym szczególe.

Czy zwycięstwo Hamiltona było wczoraj choć przez sekundę zagrożone? Do głowy przychodzi mi tylko jeden moment, który mógł zmienić oblicze wyścigu. Hamilton ograł Vettela zostając dłużej na torze podczas pierwszego przejazdu i podobnego podstępu chcieli użyć specjaliści zespołu Ferrari. Niewiele brakło, a ta sztuka mogłaby się im udać. Trzeba przyznać, że okoliczności sprzyjały Alonso. Problemy Hamiltona w pit stopie oraz walka z Vettelem na okrążeniu wyjazdowym, to dwa elementy, które pozwoliły Hiszpanowi powrócić do rywalizacji na pozycji lidera. Każdy metr toru, przejechany za tylnym skrzydłem Alonso działał na niekorzyść Hamiltona, a ten doskonale zdawał sobie z tego sprawę. To, co nie udało się na “agrafce”, powiodło się na długiej prostej z niewielką pomocą systemu DRS. Napisałem “niewielką”, bo nawet bez tego różnica prędkości, wynikająca głównie z temperatury opon byłaby wystarczająca.

Alonso dołączył wczoraj do coraz liczniejszego grona kierowców, którzy mieli wątpliwą przyjemność “spaść z klifu”. Decyzja Ferrari o jeździe na jedną zmianę miała w sobie więcej z włoskiej fantazji niż chłodnej kalkulacji. Przejechanie pięćdziesięciu okrążeń dobrym tempem na miękkich oponach jest mocno wątpliwe. Z podobnej decyzji w porę wycofał się zespół Red Bulla i na siedem okrążeń przed końcem wyścigu zaprosił Sebastiana Vettela do pit stopu po kolejny zestaw opon. Na walkę o podium nie było już czasu, ale dwanaście zawsze brzmi lepiej niż dziesięć.

Obecność Grosjeana oraz Pereza na podium jest kolejnym argumentem w ustach osób twierdzących, że opony nabrały w tym sezonie dużego znaczenia. Czy za dużego? Odpowiedź na to pytanie jest niezmiernie trudna, ale chyba każdy się zgodzie ze stwierdzeniem, że samochody Ferrari oraz Red Bulla są zwyczajnie szybsze od Lotusa czy Saubera. Jednak, aby tę szybkość wykorzystać w wyścigu trzeba wykonać szereg innych prac, z którymi zdecydowanie lepie poradziły sobie mniejsze zespoły. Dobra strategia oraz umiejętne zarządzanie oponami, to elementy, które poskładane w odpowiedni sposób mogą w tym sezonie dać zwycięstwo prawie każdemu. Grosjean po słabszych dniach w końcu dostarczył wynik na jaki go stać. Perez potwierdził doskonałą dyspozycję i jestem przekonany, że twarze tych kierowców będziemy oglądali jeszcze wiele razy podczas dekoracji.

Nico Rosberg kolejny raz jest jedynym jasnym punktem w zespole Mercedesa. Schumacher w tym sezonie ukończył tylko dwa wyścigi i choć tym razem trudno winić kierowcę za taki stan rzeczy, to jednak maluje się nam bardzo smutny obrazek. Co do samej awarii, to od czasu kiedy Schumacher zapewniał, że nie ma możliwości, aby skrzydło nie wróciło do pierwotnego położenia, wiele się zmieniło. Zawiódł układ hydrauliczny, który wytwarza siłę pozwalająca na otwarcie skrzydła. Na powtórkach widać wyraźnie, że jeden z mechaników próbował wyłączyć system sięgając ręką pod pokrywę silnika, ale niestety dla Schumachera nie był w stanie nic zrobić. Bliska obecność kamery z pewnością nie pomagała.

Mocno rozczarowany po wczorajszych zawodach był Felipe Massa. Dobra postawa w kwalifikacjach oraz niezły początek wyścigu dawały nadzieję na solidną porcję punktów. Błąd popełniony we wczesnej fazie wyścigu rzucił się cieniem na pozostałą część dystansu. Brazylijczyk nie był już w stanie odzyskać rytmu, a wywalczony punkt nie wystarczy nawet na otarcie łez.

Chwalony po kwalifikacjach Paul di Resta nie potrafił przekuć dobrej pozycji na starcie na punkty. Kluczowa była pierwsza zmiana opon, która skazała go na jazdę za nieco wolniejszymi kierowcami. Mizernie w wyścigu wyglądało również tempo Jensona Buttona. Start na twardszej z dostępnych mieszanek dawał nadzieję na poprawę słabej pozycji, ale jak nie szło w kwalifikacjach, tak też nie szło w wyścigu. Wywiad z kierowcą po wyścigu był bardzo wymowny i na pewno nie chodziło o opony. Trudno nie zauważyć pewnej zależności pomiędzy wynikami obu kierowców McLarena. Inżynierowie w Woking mocno pracowali, aby dać Hamiltonowi “pasujący mu” bolid i wyraźnie przy tym zapomnieli o preferencjach drugiego kierowcy. Wygląda na to, że MP4-27 potrzebuje teraz mocnej ręki, aby zmusić opony do pracy, a takie zachowanie jest obce “głaszczącemu opony” Buttonowi.

Chcecie coś dodać? Zapraszam do dyskusji.