Mercedes jak pies ogrodnika

W zeszłym tygodniu okazało się, że mimo zmian regulaminu technicznego, w mapach silników nadal znajduje się furtka pozwalająca na dmuchanie w wydech. Informacje przekazane przez FIA wskazywały jedynie, że jeden z producentów jednostek napędowych znalazł lukę i postanowił zgłosić ją federacji w celu zamknięcia tej kwestii raz na zawsze. Podejrzenia od razu padły na Ferrari, bo po pierwsze ich silniki miały być pozbawione możliwości modyfikacji, a po drugie w dniach poprzedzających reakcję federacji, zespół z Maranello miał prowadzić dość intensywną wymianę informacji z przedstawicielami FIA.

Dziś już wiadomo, że ten trop był błędny, a tajemniczym współpracownikiem (czytaj: donosicielem) FIA był Mercedes. Niemiecki producent nie tylko dokładnie opisał problem, ale również przygotował materiały niezbędne do wyeliminowania luki. Postawa zespołu prowadzonego przez Rossa Brawna może wydawać się dość dziwna, szczególnie jeśli przypomnimy sobie sezon 2009.

Dlaczego Mercedes zdecydował się na współpracę z FIA? Przypomina się stara prawda powtarzana od czasu do czasu w padoku. Jeśli nie możesz czegoś wykorzystać, spróbuj tego zakazać. Niemieccy inżynierowie wiedzieli o furtce już od pewnego czasu, jednak nie byli w stanie jej odpowiednio wykorzystać. Problemem miało być bardzo duże zużycie paliwa. Kiedy szef Renault Sport F1, Jean Francois Caubet poinformował o zaawansowanych pracach wykonanych przez inżynierów w Viry dla Red Bulla, który to miał znaleźć bardzo sprytne zastosowanie dla strumienia gorącego gazu, w Mercedesie musiał pojawić się niepokój. Oliwy do ognia dolały informacje, że podczas testów silnik RB8 brzmiał nieco inaczej od jednostek wykorzystywanych przez konkurencję. Czekanie na kolejne sygnały potwierdzające możliwość skutecznego wykorzystywania luki w przepisach przez najgroźniejszego rywala nie miało najmniejszego sensu.