Skazany na symulator

Sebastian Buemi wiązał bardzo duże nadzieje z rolą kierowcy rezerwowego w Red Bull. Po ogłoszeniu decyzji mówił nawet o możliwości zastąpienia Marka Webbera w kolejnych sezonach. Pierwsze komentarze w tej sprawie były bardzo różne. Niektórzy obserwatorzy uważali, że szanse Buemiego na objęcie posady kierowcy wyścigowego są dość znaczne, inni dość żartobliwie mówili, że jedyną szansą dla szwajcarskiego kierowcy to zakup roweru dla Webbera.

Po ostatnich wypowiedziach Helmuta Marko, który powoli staje się twarzą zespołu, w dodatku dość nieprzyjemną, chyba już nikt nie ma żadnych wątpliwości. Jego zdaniem zarówno Buemi jak i Alguersuari pozbawieni są mentalności zwycięzców. Otrzymali swoje pięć minut, ale nie potrafili ich w żaden sposób wykorzystać. Trzy lata w Toro Rosso, to wystarczający czas, aby kierowca osiągnął szczyt swoich możliwości i pokazał na co go stać.

Z jednej strony trzeba przyznać Austriakowi rację. Obaj dotychczasowi kierowcy prezentowali się dość średnio i zanotowali na swoim koncie żadnych wyczynów, które zapadłyby w pamięć. Druga strona medalu, to samochód, który mieli do dyspozycji. Wyniki obu kierowców były mocno do siebie zbliżone, więc można podejrzewać, że na więcej nie pozwoliła im maszyna.

Pozostaje jeszcze kwestia wewnętrznej współpracy, ale na ten temat ciężko cokolwiek powiedzieć. Gdybym miał oceniać ten obszar przez pryzmat rozmowy Alguersuariego z Marko, to powiedziałbym, że musiała to być bardzo szorstka współpraca. Trudno nie odnieść wrażenia, że Marko szuka drugiego Vettela, ale taki zawodnik zdarza się przecież raz na wiele, wiele lat…